Na etatach w polskiej armii służy 108 psów i 47 koni. Dorywczo pracują też „cywilne” sokoły. Zwierzęta tak, jak żołnierze dostają medale, ale też jak oni zapadają na wojskowe choroby, na przykład psy cierpiące na zespół stresu bojowego.
Labradorka Dana, która służyła w Afganistanie przeszła już do wojskowej legendy. Podczas jednego z patroli pod pojazdem, w którym jechała razem z żołnierzami, eksplodowała mina pułapka. Byli ranni, pies też doznał wielu obrażeń. Mimo to po wydostaniu się z pojazdu – zaczął przeszukiwać teren. Dzięki temu znalazł szybko kolejny materiał wybuchowy, zapobiegając kolejnej eksplozji. – Tyle razem przeszliśmy, dziś nie wyobrażam sobie, abym po tym wszystkim mógł ją komuś oddać – mówi o labradorze jej przewodnik sierżant Mirosław Lis z 2 Mazowieckiej Brygady Saperów.
Dana to jeden z pierwszych pięciu psów, które w 2007 r. z żołnierzami wyjechały do Afganistanu. Ale czworonogi w polskim wojsku służą od wielu lat. Armia najczęściej wybiera u hodowców owczarki niemieckie i labradory. Psy muszą zdać testy sprawnościowe i charakterologiczne, a potem czeka je kilkumiesięczne szkolenie. Zwierzak musi je zaliczyć wraz ze swoim przewodnikiem w Wojskowym Ośrodku Szkolenia Przewodników i Tresury Psów w Celestynowie. W zależności od predyspozycji może kształcić się na eksperta wykrywającego materiały wybuchowe i broń lub tropiącego narkotyki. Choć wojsko stosuje detektory zapachu pozwalające wykryć substancje niebezpieczne, to i tak urządzenia te nie mogą się równać ze sprawnością powonienia psów.
W sumie w armii służy dziś 108 psiaków. 18 psów-saperów pracuje w 2 Mazowieckim Pułku Saperów, a 34 w patrolach razem z Żandarmerią Wojskową. Inne pełnią służbę patrolową i wartowniczą ochraniając różnego rodzaju składy i magazyny.
Zwierzęta, podobnie jak żołnierze, przez całą wojskową karierę ćwiczą na poligonie, a na co dzień mieszkają na terenie koszar w specjalnych boksach. Na zagraniczne misje wyjeżdżają te najlepiej przeszkolone. Jeśli pracują w szczególnie trudnych warunkach, otrzymują np. buty, specjalne kamizelki, a nawet przeciwpyłowe i przeciwsłoneczne okulary.
Dana razem z czterema owczarkami niemieckimi, które też służyły w Afganistanie pomogła w zatrzymaniu 97 osób podejrzanych o działalność terrorystyczną i kilku poszukiwanych listami gończymi. Wojskowe psy są za swą służbę doceniane. Dana razem z owczarkami dostała medale NATO, za „wzorowe wykonywanie zadań służbowych oraz osiągnięcia w misjach poza granicami kraju”.
Z czasem jednak czworonogi tracą etat w armii i są odsyłane do cywila. Gdy labradorka wróciła z misji okazało się, że cierpi, tak jak niektórzy żołnierze na PTSD – pourazowy syndrom pola walki. Cały ciężar opieki i leczenia psa wziął na siebie jej przewodnik sierżant Lis. – Owszem ponoszę pewne koszty związane z opieką nad Daną, ale to dla mnie naturalne, po tylu latach wspólnej służby – mówi sierżant.
Gniady w mundurze
O wiele łatwiejsza wydaje się służba 47 koni w Szwadronie Kawalerii z Batalionu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego. Kawalerzyści biorą udział w najważniejszych uroczystościach państwowych i wojskowych, więc konie pełnią wyłącznie funkcje reprezentacyjne. Kupowane są w stadninach i hodowlach i bardzo starannie wybierane.
– Zwierzęta wcielane do wojska muszą spełniać kryteria między innymi wieku, stanu zdrowia, a nawet maści – wylicza dowódca szwadronu kapitan Jarosław Stawski. Regułą jest, że do szwadronu trafiają konie maści gniadej. Wyjątkiem jest koń dowódcy – maści karej oraz siwki, na których jeżdżą trębacze. Zanim wystąpią publicznie muszą przejść odpowiednią tresurę. Uczone są różnego rodzaju chodu czy sprawnej zmiany szyków. Muszą być też przyzwyczajane są do hałasu, tak by nie spłoszyły się np. podczas honorowej salwy.
– Przepisy nie określają jak długo koń może służyć. Bywa, że jeden pracuje kilka lat, a inny kilkanaście – mówi kapitan Stawski.
Żołnierz-jeźdźec nie ma możliwości zaopiekowania się koniem, który kończy wojskową karierę. Zwierzak, który przechodzi do cywila jest przekazywany stowarzyszeniom współpracującym z MON. Te mogą go po pewnym czasie oddać pod prywatną opiekę kawalerzyście, który o to poprosi.
Sokół, czyli ochroniarz lotnisk
Armia chętnie też korzysta z pomocy skrzydlatych. Głównie wynajmowane są sokoły wędrowne, rarogi, jastrzębie europejskie oraz jastrzębie Harrisa. W przeciwieństwie do psów i koni, ptaki nie są jednak pracownikami etatowymi lecz najemnymi. Ich zadaniem jest dbanie o to, by ptaki nie zagrażały startującym i lądującym samolotom.
Jako pierwsze z ptasich ochroniarzy skorzystało lotnisko w podpoznańskich Krzesinach. Później z usług sokolników i ich pupili zaczęły korzystać obsługi innych lotnisk. Sokoły nie tylko odstraszają ptaki w okolicy pasów startowych, ale potrafią także wskazać miejsca ich gniazdowania. Wynajmowane sokoły na lotniskach nie polują, a jedynie odstraszają inne ptactwo.
komentarze