To przypomina trochę pracę detektywa. Trzeba dokładnie przyjrzeć się zdjęciu, wyobrazić sobie barwy ukryte za odcieniami szarości, przewertować książki historyków, wspomnienia marynarzy, fora dyskusyjne. Samo koloryzowanie to już wisienka na torcie. Ale to właśnie dzięki pracy mar. Mateusza Prociaka z 3 Flotylli Okrętów dawne polskie okręty zyskują niejako kolejne życie.
Okręt stoi w suchym doku. Od szarej sylwetki wyraźnie odcinają się kolorowe detale – choćby biegnące u dołu kadłuba dwa pasy: czerwony i brązowy. Wokół jednostki krzątają się robotnicy w granatowych drelichach. Z góry obserwują ich dwaj mężczyźni w ubraniach mokrych od deszczu. Jeden ma na sobie brązową marynarkę, drugi jasnozielony prochowiec. W oddali widać zarysy dźwigów i statków pasażerskich. Podpis pod zdjęciem głosi, że to niszczyciel ORP „Błyskawica”, który po próbach morskich zawinął do Southampton, by zostać poddanym ostatnim regulacjom przed przekazaniem polskiej marynarce. Fotografia została wykonana w listopadzie 1937 roku.
Albo inne zdjęcie, zrobione 1 września 1939 roku. Tym razem dzień jest pogodny i niemal bezwietrzny. W Polsce kilka godzin wcześniej wybuchła wojna, ale na pokładzie „Błyskawicy” panuje spokój. Okręt tnie gładką taflę Morza Północnego. Na rufie dwóch mechaników opiera się o reling. Białe czapki, niebieskie kombinezony, zielone torby przewieszone przez ramiona. Za plecami mężczyzn widać niszczyciele ORP „Grom” i ORP „Burza”, które uzupełniają szyk. Kilkadziesiąt godzin wcześniej, tuż przed niemieckim atakiem, okręty opuściły port w Gdyni, by w ramach planu „Peking” skierować się do Wielkiej Brytanii.
W zbiorach jest i taka, na tle innych raczej nietypowa fotografia. Marynarze, którzy pomagają przy żniwach. Rok 1958, zapewne okolice Gdyni. Przez skrzące się złotem pole kroczy tyraliera chłopaków z kosami. Część na biało, część w granatowych spodenkach, z odsłoniętymi torsami. W tle zieleń drzew miesza się z błękitem nieba. Scena aż kipi energią.
Co łączy te zdjęcia? Każde stanowi wycinek przebogatej historii polskiej marynarki. Wszystkie też pierwotnie były czarno-białe. Barwami nasycił je mar. Mateusz Prociak z załogi żaglowca szkolnego ORP „Iskra”. I poniekąd dał im nowe życie.
Tropem okrętów
– Jak wiele zdjęć już pokolorowałem? Przyznam, że nawet nie wiem. Musiałbym je kiedyś dokładnie policzyć. Tak… Pewnie jakieś 200–300 – przyznaje Prociak. Efekty jego działań można zobaczyć na facebookowym profilu „The Polish Navy in colour”, który obecnie śledzi 12 tysięcy osób. Są też wystawy. – Swoje prace prezentowałem w muzeach, bibliotekach, ostatnio także w katowickim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej – wylicza. Zorganizowana tam ekspozycja planowo ma być czynna do końca października. – Niewykluczone jednak, że przedłużymy ją o kilka dni. Mamy czas i możliwości, a zdjęcia cieszą się sporym zainteresowaniem – przyznaje Renata Skoczek, kuratorka wystawy z Oddziałowego Biura Edukacji Narodowej IPN w Katowicach.
Mar. Mateusz Prociak z załogi żaglowca szkolnego ORP „Iskra” koloryzuje archiwalne zdjęcia okrętów i ich załóg.
Wszystko zaczęło się mniej więcej dziesięć lat temu, choć faktycznie marynarką wojenną Prociak interesował się, odkąd tylko pamięta. – Właściwie sam nie wiem dlaczego. Pochodzę z Tarnowskich Gór na Śląsku. Dorastałem więc z dala od morza. Ale jako chłopiec myślałem o nim niemal na okrągło. Oglądałem okręty w telewizji, tropiłem je w książkach, potem zająłem się modelarstwem – wspomina. Sklejał kartonowe modele, buszował po forach, jeździł nawet na konkursy. – Bawiło mnie wychwytywanie drobnych nieścisłości. Dlaczego dany okręt ma komin pomalowany w ten, a nie inny sposób, skoro na niektórych archiwalnych zdjęciach wygląda to inaczej… Wchodziłem w ten świat coraz głębiej. Zacząłem gromadzić historyczne fotografie – opowiada. W ich poszukiwaniu przekopywał internet, ale też pisał do muzeów – w Zabrzu, Krakowie, Gdyni. Pracownicy placówek wysyłali mu skany, dzielili się zdigitalizowanymi wersjami. – Marynistyczne perełki można znaleźć w najbardziej zaskakujących miejscach. Po zakończeniu służby marynarze na przykład często wracali w rodzinne strony. Na pamiątkę przywozili zdjęcia, które potem trafiały do regionalnych zbiorów w różnych częściach Polski. Czasem setki kilometrów od Wybrzeża – tłumaczy Prociak. Pewnego dnia w głowie zakiełkowała mu myśl – a co, gdyby w te obrazy tchnąć nowe życie, zbliżyć je trochę do współczesności? – Czarno-białe fotografie są piękne, ale mocno kojarzą się z historią zamkniętą w archiwum. A otaczający nas świat jest przecież kolorowy – podkreśla marynarz. Kolega, z którym chodził do technikum, nauczył go podstaw obsługi Photoshopa. Potem wiedzę na temat programów graficznych zaczął zgłębiać sam – chociażby poprzez zamieszczane w internecie tutoriale. Wreszcie zasiadł do komputera, by nanieść barwy na pierwsze archiwalne zdjęcie. – To była fotografia niszczyciela ORP „Błyskawica” z 1941 roku – wspomina. W grudniu 2015 roku pokolorowane zdjęcie zamieścił w sieci. Odzew był całkiem zadowalający. A później poszło już z górki.
Błękitny mundur generała
Proces koloryzowania zdjęcia przypomina trochę pracę detektywa. – Tym bardziej, że moim celem nie jest po prostu wypełnienie fotografii barwami. W swoich działaniach trzymam się faktów historycznych – zapewnia Prociak. Najpierw więc trzeba dokładnie obejrzeć fotografię. Dobrze, jeśli można ją porównać z innymi, które przedstawiają ten sam okręt, tyle że w innych ujęciach i sytuacjach, albo też inną jednostkę danego typu. Należy przy tym jednak bardzo uważać. Służba na morzu zazwyczaj jest długa, a okręty często są podczas niej modernizowane. Zmieniają wygląd, malowanie. Część detali znika, pojawiają się inne. Warto zatem wiedzieć, gdzie i w jakim czasie dane zdjęcie zostało zrobione. – Po latach pracy jestem w stanie ocenić, jakie kolory kryją się za poszczególnymi odcieniami szarości. Ale na tym nie poprzestaję – zaznacza marynarz. Po analizie zdjęć przychodzi więc czas na wertowanie książek historycznych, wspomnień samych marynarzy, forów, na których wymieniają się uwagami pasjonaci marynarki. Zdobyte w ten sposób informacje składają się w obraz, który stanowi punkt wyjścia do pracy. Oczywiście nie zawsze wszystko idzie gładko. – Czasami brakuje materiałów źródłowych. Zdjęć danego okrętu jest niewiele albo są słabej jakości, bo na przykład zostały wykonane przy kiepskiej pogodzie – tłumaczy Prociak. – Problem mamy na przykład z niszczycielami typu Hunt II, które w polskiej marynarce służyły podczas II wojny światowej – dodaje. Prociakowi zdarzyło się już zarzucać pracę z nadzieją, że gdzieś kiedyś wypłyną nowe dokumenty bądź świadectwa konstruktorów czy marynarzy, które pozwolą ruszyć z nią dalej. Ani razu jednak, jak mówi, nie poczuł zniechęcenia. – Bardzo to lubię, a jednocześnie mam wrażenie, że to na swój sposób ważne. Dokładam tak cegiełkę do popularyzacji historii, a zwłaszcza dziejów marynarki wojennej – podkreśla.
Z tą właśnie myślą pięć lat temu zapukał do drzwi Biblioteki Miejskiej w Oświęcimiu. Przypadała właśnie setna rocznica utworzenia marynarki wojennej, a on chciał o tym przypomnieć. – Powiedziałem, czym się zajmuję, pokazałem zdjęcia, zapytałem, czy można je zaprezentować w placówce. Usłyszałem: „Pewnie”. To była moja pierwsza wystawa – wspomina. Wówczas mieszkał jeszcze na Śląsku. Rok później los rzucił go do Trójmiasta. – A skoro znalazłem się już nad morzem i szukałem pomysłu na przyszłość, pomyślałem sobie: dlaczego by nie wrócić do marzeń z dzieciństwa? – zaznacza. W 2019 roku wstąpił do marynarki. Trafił do Dywizjonu Zabezpieczenia Hydrograficznego 3 Flotylli Okrętów w Gdyni. Nieprzypadkowo. – Z wykształcenia jestem geodetą, ukończyłem Politechnikę Śląską, a wiem, że w dywizjonie funkcjonuje pion geodezyjny. Może kiedyś będę tam służył. Na razie jestem w załodze żaglowca szkolnego ORP „Iskra”. Uczę się marynarskiego rzemiosła, poznaję życie na morzu – podkreśla. Swojej dawnej pasji jednak nie porzucił.
Kmdr ppor. Anna Sech, rzecznik dowódcy 3 FO, przyznaje, że o zamiłowaniu mar. Prociaka do barwienia starych zdjęć dowiedziała się przypadkowo. – Znałam oczywiście i śledziłam stronę „The Polish Navy in colour”, ale nie miałam pojęcia, że autorem tych prac jest nasz marynarz. Dopiero kolega z biura prasowego przyniósł taką informację z dywizjonu… – opowiada i dodaje, że to wspaniała promocja marynarki. – Samo przedsięwzięcie ma wielki walor edukacyjny – mówi. Podobnego zdania jest Renata Skoczek z IPN-u w Katowicach. – Barwne zdjęcia o wiele mocniej przemawiają szczególnie do młodych ludzi. Dzięki nim przeszłość staje się bliższa, bardziej namacalna. To ciekawa lekcja historii, zwłaszcza jeśli mamy okazję przedstawiać zdjęcia, które poniekąd sięgają za kulisy znanych wydarzeń – zaznacza. – Na wystawie prezentujemy na przykład fotografię wykonaną przy okazji przyjazdu gen. Józefa Hallera na zaślubiny Polski z morzem. Ceremonia, jak wiadomo, odbyła się w Pucku, ale przy okazji Haller odwiedził rybaków we Władysławowie. Na zdjęciu widzimy, jak siedzi otoczony przez nich w łodzi. Na tle rybackich ubiorów bardzo wyraźnie odcina się błękitny mundur generała. Zwiedzający dzięki temu mogą bardziej sobie uświadomić, dlaczego armia, którą sformował wcześniej we Francji, nosiła miano błękitnej… – podkreśla Skoczek.
Tymczasem Prociak już planuje kolejne prace. – Dla mnie to prawdziwa przyjemność. Wspaniała odskocznia od codzienności – przyznaje. – Proszę sobie wyobrazić: wieczór, w mieszkaniu cisza, a ja siedzę przed komputerem i składam te puzzle…
autor zdjęć: arch. mar. Mateusza Prociaka, st. chor. sztab. mar. Piotr Leoniak/ 3 FO
komentarze