moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Gen. Andrzejczak: Wszystko ma swoją cenę, bezpieczeństwo również

Wojsko nie uczestniczy w misjach, aby się uczyć i zdobywać doświadczenie. One są efektem tego, że je mamy – mówi generał Rajmund T. Andrzejczak. W rozmowie z „Polską Zbrojną” szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, uczestnik operacji w Iraku, Afganistanie i na Wzgórzach Golan, zdradza, jak operacje wojskowe zmieniły Wojsko Polskie i co dzięki nim zyskali żołnierze.

Panie generale, 29 maja obchodziliśmy Dzień Weterana Działań poza Granicami Państwa. To także pańskie święto.

Gen. Rajmund T. Andrzejczak: Tak, misje to kawał mojego życia. Brałem udział we wszystkich, do których kierowano żołnierzy Wojska Polskiego w czasie mojej służby. Pierwsza to Wzgórza Golan, w 2005 roku byłem dowódcą Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Wówczas sytuacja na Bliskim Wschodzie była zupełnie inna niż dziś. Ta operacja dała przedsmak tego, jak to jest dowodzić w środowisku międzynarodowym, gdzie mamy do czynienia z wieloma kulturami, religiami, a przede wszystkim w czasie konfliktu. Potem wyjechałem do Iraku, gdzie byłem oficerem operacyjnym G3 dywizji międzynarodowej, odpowiedzialnym za szeroko pojęte planowanie i dowodzenie, a także wspieranie gen. Bronisława Kwiatkowskiego, który wówczas był moim dowódcą. Dwukrotnie byłem też uczestnikiem misji w Afganistanie. Tak to się chronologicznie wszystko ułożyło, jakby każda z tych misji przygotowywała mnie do kolejnej. Bo każda z nich była trudniejsza.

Czy jest jakieś konkretne doświadczenie związane z tymi misjami, które uważa pan za najważniejsze?

To były bardzo różne misje. Nie wiem, czy jako miary użyć złożoności zadań, czy niebezpieczeństwa, bo to niezwykle ciężko porównać. Nie chciałbym mówić o łatwych misjach ONZ czy trudnych misjach bojowych, bo to byłoby niesprawiedliwe. Na Wzgórzach Golan czy w Iraku byłem odpowiedzialny za planowanie, funkcjonowanie centrum dowodzenia, wówczas po raz pierwszy spotkałem się też z operacjami psychologicznymi, informacyjnymi czy ochroną bazy na tak dużą skalę. To był też czas kiedy po raz pierwszy byłem odpowiedzialny za współpracę z Amerykanami. Jednak nadal mam w pamięci jedną szczególną scenę z Afganistanu. To widok odlatujących śmigłowców po przyjęciu dowodzenia. Wówczas dotarło do mnie, że jestem kilka tysięcy kilometrów od domu, a wszystko co się tu wydarzy, zależy ode mnie. To niezapomniane wrażenie. Nigdy wcześniej nie czułem takiej presji odpowiedzialności, jak wtedy, kiedy patrzyłem na odlatujące Mi-17.

Co misje dały Wojsku Polskiemu? Czy wpłynęły na to, jak wojsko wygląda obecnie?

Oczywiście. Jednak chciałbym podkreślić, że z perspektywy czasu te operacje wyglądają trochę inaczej. Dziś złoszczą mnie komentarze, że wojsko powinno wyjeżdżać na misje, bo wtedy się naprawdę szkoli. Kolejność jest dokładnie odwrotna. Państwo do realizacji swoich celów politycznych ma różne narzędzia, np. dyplomację, ekonomię, działania informacyjne, potencjał kulturowy, które oddziałują na otoczenie, ma także siły zbrojne. I są one właśnie narzędziem do realizacji celów politycznych. Jeżeli państwo decyduje, że ich wykorzystanie w danym obszarze jest zgodne z jego interesem, wpływa na bezpieczeństwo czy służy jakimkolwiek innym celom, np. integracji ze strukturami międzynarodowymi, my mamy być do tego gotowi. Taki na przykład był nasz cel, kiedy wchodziliśmy do NATO. Misje same w sobie nie są po to, aby zyskiwać doświadczenie. One są efektem tego, że je mamy. Myślę, że pod tym względem, z całym zestawem wniosków, doświadczeń, wojsko podczas misji doskonale się zaprezentowało. Wykonanie zadań, które były realizowane na potrzeby państwa, oceniam bardzo wysoko, choć koszty były wielkie – straciliśmy żołnierzy w wielu misjach, wielu wróciło rannych, nie tylko na ciele, ale i na duszy. Oczywiście były też z tym związane ogromne koszty finansowe. Wszystko ma swoją cenę, bezpieczeństwo również.

Gdy natomiast mówimy o efektach misji, bez nich Wojsko Polskie na pewno byłoby dziś inne. Na pewno proces modernizacyjny nie byłby możliwy. Należy podkreślić też zmiany, jakie zaszły w naszych zdolnościach operacyjnych, gotowości bojowej, procedurach, taktyce działania, a także w sposobie dowodzenia. Doświadczenia misyjne zweryfikowały nas także jako żołnierzy. Zestaw wniosków, doświadczeń i pozytywów jest ogromny.

Wspomniał pan o sprzęcie. To w konsekwencji tego co działo się na misjach pojawiły się w wojsku np. Rosomaki.

Nie tylko. Wówczas nasze zdolności rozwijały się w wielu obszarach. Mam na myśli na przykład bezzałogowce, logistykę czy ratownictwo pola walki. Skala tej modernizacji w siłach zbrojnych była absolutnie imponująca. Ale wracając do Rosomaków. Rzeczywiście na początku misji bojowych korzystaliśmy z Honkerów i Hummerów. Te pojazdy zupełnie nie nadawały się do takich działań, ze względu na niską odporność przeciwminową. Siłą rzeczy w Afganistanie pojawiły się więc Rosomaki. Wówczas ja, kawalerzysta, po raz pierwszy musiałem przesiąść się z gąsienic na koła. Ale była to dobra przesiadka. Fakt, że dziś dysponujemy tymi transporterami w tylu wersjach, to efekt misji w Iraku i w Afganistanie.

Dzięki misjom chyba inaczej postrzegana zaczęła być też sama służba wojskowa. To już przestała być tylko praca od 7 do 15…

Rzeczywiście, wówczas okazało się, że wojsko operuje nie tylko na poligonach, sytuacje podczas zadań bojowych wyglądają zupełnie inaczej. Pamiętam jeden z moich pierwszych patroli w Afganistanie, jechałem wówczas na spotkanie do gubernatora. Dowódcą patrolu był porucznik, a ratownikiem medycznym podoficer, młoda dziewczyna. Ja jako pułkownik byłem celem dla przeciwnika i zdałem sobie sprawę, że moje życie zależy właśnie od niej. Zastanawiałem się, czy gdybym został ranny, byłaby w stanie utrzymać mnie przy życiu. W takich sytuacjach podobne myśli chodzą człowiekowi po głowie. Bo wówczas nic nie jest na niby. Nie można, jak na ćwiczeniu, niczego powtórzyć.

Na misjach współpracowaliśmy też z sojusznikami. Czy to było duże wyzwanie?

Wyzwaniem było to, że musieliśmy działać w zupełnie innym środowisku kulturowym. Irak, Afganistan, Wzgórza Golan, to rejony pod tym względem wyjątkowe, dlatego bardzo ważne było nasze zachowanie. Byliśmy też trochę przytłoczeni amerykańską przewagą technologiczną, jednak jeśli chodzi o samo wykonywanie zadań, wróciliśmy z misji pozbawieni jakichkolwiek kompleksów, bo skala zaangażowanych sił do realizacji poszczególnych zadań była nieporównywalna do tej, z jaką mieliśmy do czynienia w kraju. Pamiętam, jak w Afganistanie jeden z moich dowódców batalionów relacjonował mi przebieg realizacji pewnego zadania. Przyznał, że tego dnia wykorzystał takie ilości sił i środków, jakich wówczas w kraju nie miał do dyspozycji żaden dowódca dywizji. Byłem wówczas dowódcą brygady. Odpowiadałem za współpracę z lokalnymi władzami, rozwój ekonomiczny prowincji, a wszystkie projekty jakie realizowaliśmy wymagały ogromnych pieniędzy. Jednego dnia zajmowałem się planowaniem operacji z udziałem wojsk specjalnych, drugiego musiałem zająć się brakiem wody w wiosce, która była kluczowa dla bezpieczeństwa regionu. To wszystko spowodowało, że zmienił się sposób postrzegania przywództwa. Wcześniej nie realizowaliśmy tak złożonych zadań, pod taką presją czasu i w dodatku w warunkach bojowych.

Nie sposób nie zapytać też o Karbalę. To jedna z najważniejszych operacji w jaką byli zaangażowani polscy żołnierze. Dlaczego tak długo była owiana tajemnicą?

To nie jest pytanie do żołnierzy. Powiem szczerze, że po raz pierwszy o tym, co się wydarzyło w Karbali przeczytałem szerzej w amerykańskiej książce „Bagdad o wschodzie słońca”. To wspomnienia dowódcy amerykańskiej brygady, która operowała w Iraku. Dostałem ją od oficera, który wrócił ze szkolenia w Stanach. Była to jedna z lektur polecanych uczestnikom kursu. Właśnie dzięki temu dowiedziałem się, że zdarzenia, które miały miejsce w Karbali były częścią większej operacji i były jednym z elementów utrzymania bezpieczeństwa w mieście i regionie. Całe szczęście, sumienia się w końcu obudziły, powstał nawet film. Jest to co prawda produkcja komercyjna, ale w ocenie żołnierzy doskonale pokazuje to, co się wówczas wydarzyło i oddaje emocje, jakie towarzyszyły uczestnikom tej operacji. Myślę, że jako społeczeństwo dojrzewamy, by o tym rozmawiać.

A współczesne misje? One wyglądają nieco inaczej, żołnierze mają też inne zadania.

Nigdy nie ma łatwych zadań, bez względu na misję. One zawsze są skomplikowane. Oprócz wojsk lądowych, realizują je także inne rodzaje sił zbrojnych, m.in. piloci F-16. Operowali w Kuwejcie, strzegą nieba państw bałtyckich w ramach Air Policing. Pamiętam swoją rozmowę z młodymi lotnikami, którą przeprowadziłem z nimi na Litwie, zaraz po bojowym przechwyceniu rosyjskich myśliwców. Młodzi porucznicy mówili mi wówczas, jakie emocje towarzyszą im, kiedy ich samolot jest uzbrojony w bojowe rakiety, a na innych samolotach widzą rosyjskie gwiazdy. Wówczas od ich decyzji podjętej w kilka sekund, zależy bezpieczeństwo innego kraju, a nawet może mieć ona wpływ na spójność Sojuszu. Jest to na pewno niezwykłe doświadczenie dla tak młodych oficerów, wzmacnia też ich poczucie wartości i spaja zespół. Ważne zadania wykonują także nasi żołnierze zasilający szeregi Batalionowych Grup Bojowych. Myślę, że te operacje są coraz bardziej złożone, stale musimy się uczyć, rozwijać, bo łatwiejszych już nie będzie.

A co jest w tych współczesnych misjach najtrudniejsze? Czy to współpraca z wieloma sojusznikami – tylko na Łotwie stacjonują żołnierze z dziesięciu państw, czy może samo przygotowanie żołnierzy do działania poza granicami kraju?

To ciekawe, bo w zależności od tego, kogo pani o to zapyta, odpowiedzi będą różne. Z mojego punktu widzenia, jako szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, te misje to przede wszystkim wielka odpowiedzialność strategiczna i polityczna. Z powodu agresywnej postawy Federacji Rosyjskiej, nasze kontyngenty w Rumunii czy na Łotwie są praktycznie pierwszą linią, stoją z odbezpieczoną bronią, w gotowości do działania. Odpowiedzialność, jaka spoczywa na żołnierzach, a także oczekiwania państwa czy moich przełożonych, jeśli chodzi o skuteczność, są więc ogromne. Bo każda decyzja, wypowiedź czy komentarz w mediach społecznościowych opublikowany przez służących na misji żołnierzy może mieć duże implikacje. Jedno słowo może mieć większą siłę rażenia niż rakieta przeciwpancerna. Musimy być ostrożni, aby ta komunikacja strategiczna była zgodna z naszymi intencjami. Tego nie było nigdy wcześniej. Dlatego ważna jest odpowiednia selekcja, przygotowanie dowódców pod względem taktycznym, ale także dojrzałości dowodzenia. Myślę, że gdybyśmy nie robili tego wcześniej w Iraku czy Afganistanie, byłoby ciężko.

Czy uczestniczymy w tych misjach, aby zdobywać nowe doświadczenia czy żeby pokazać, że jesteśmy dobrym sojusznikiem?

Uczestniczymy w misjach, bo takie są decyzje i jest to potrzebne dla bezpieczeństwa i budowy systemów obrony i odstraszania. A efektem naszej obecności, są nasze doświadczenia. Nie jedziemy za granicę po to, aby zdobywać nowe, tylko dlatego, że takie są zadania bojowe i oczekiwania. A że się przy tym uczymy? To dodatkowy efekt.

Może to panią zaskoczy, ale często jest tak, że człowiek 20 lat przygotowuje się do decyzji, którą musi podjąć w minutę. Tyle czasu potrzeba, aby być dojrzałym dowódcą, aby to nie był tylko odruch w emocjach, ale by wynikało to z doświadczenia, wyszkolenia i dojrzałości emocjonalnej. Bo dysponujemy środkami rażenia, które są śmiercionośne, a ramy prawne umożliwiają nam ich wykorzystanie. Zawsze jednak pozostaje moralny dylemat, czy na pewno musimy to zrobić, czy nie można danego problemu rozwiązać inaczej. Takich sytuacji zdarzało się wiele.

Nie jestem w stanie sobie wyobrazić co myśli żołnierz, kiedy musi podjąć decyzję o tym, żeby otworzyć ogień.

Wtedy nie myśli się o ojczyźnie, rodzinie czy o bliskich. W takiej sytuacji liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo kolegów z zespołu. Nie myśli się o wielkich sprawach, tylko o rozwiązaniu tej konkretnej sytuacji. Tworzenie alternatywnych rozwiązań pojawia się później. W ten sposób to pamiętam. Działa się wówczas mechanicznie. Ale po to jest te 20 lat przygotowań.

A dlaczego tak niewiele mówimy o tym, że nasi żołnierze są na Ukrainie. I dlaczego po powrocie nie mogą się ubiegać o status weterana?

Bo to nie jest typowa misja. To kwestia pewnego porządku pojęciowego. Kontyngenty mają pewne parametry organizacyjno-administracyjne. Najpierw proces decyzyjny, budowanie etatu, struktur organizacyjnych, badania, szczepienia wydzielanie ludzi, sprzętu itd. Jednak pobyt polskich żołnierzy na Ukrainie ma charakter szkoleniowy – po prostu pomagamy się szkolić naszym ukraińskim kolegom w ramach codziennej działalności. Mamy wiele tego typu inicjatyw. Prowadzimy takie działania w krajach bałtyckich, jesteśmy w Rumunii, uczestniczymy w wielu ćwiczeniach w ramach Grupy V4. To nic nadzwyczajnego.

Niedawno polscy żołnierze zostali skierowani do Turcji. Jakie są pana oczekiwania w związku z tą misją?

Oczekuję odpowiedzialnej postawy i skuteczności operacyjnej, a przede wszystkim bezpieczeństwa. Turcja bardzo zabiegała o to, abyśmy wsparli ich wysyłając nasze samoloty rozpoznawcze. Dla nas jest to okazja do weryfikacji naszych zdolności w zupełnie innym obszarze i myślę, że przede wszystkim dla dowództwa marynarki wojennej, kolejne ważne doświadczenie.

Rozmawiała Magdalena Miernicka

autor zdjęć: st. chor. sztab. Robert Suchy, 17 WBZ, Jakub Czermiński / archiwum PKW Afganistan

dodaj komentarz

komentarze


Jak Polacy szkolą Ukraińców
 
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Nowe Raki w szczecińskiej brygadzie
Polskie „JAG” już działa
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Terytorialsi zobaczą więcej
Od legionisty do oficera wywiadu
Right Equipment for Right Time
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Ostre słowa, mocne ciosy
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
W MON-ie o modernizacji
Jesień przeciwlotników
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Święto w rocznicę wybuchu powstania
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Norwegowie na straży polskiego nieba
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Czworonożny żandarm w Paryżu
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
O amunicji w Bratysławie
Olympus in Paris
Marynarka Wojenna świętuje
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Co słychać pod wodą?
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Medycyna w wersji specjalnej
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Wzmacnianie granicy w toku
Jaka przyszłość artylerii?
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
„Husarz” wystartował
Zmiana warty w PKW Liban
„Szczury Tobruku” atakują
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Setki cystern dla armii
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Wybiła godzina zemsty
Karta dla rodzin wojskowych
Olimp w Paryżu
Transformacja dla zwycięstwa
Święto podchorążych
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Huge Help
Nowe uzbrojenie myśliwców
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
„Szpej”, czyli najważniejszy jest żołnierz

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO