Dokładnie 10 km pontonem i kolejne 10 km na własnych nogach. Poza utartymi szlakami, z bronią i plecakiem ważącym niemal 20 kg, na terytorium kontrolowanym przez przeciwnika, któremu sprzyja miejscowa ludność. Tak ćwiczyli żołnierze kompanii rozpoznawczej z 10 Brygady Kawalerii Pancernej.
– Przygotowując szkolenie, odwoływaliśmy się do sytuacji na wschodniej Ukrainie: zatarta linia frontu oraz przeciwnik, który działa skrycie, uderza z zaskoczenia, dokonuje dywersji, stosuje taktykę wojny partyzanckiej – tłumaczy dowódca kompanii rozpoznawczej 10 Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa. Zgodnie ze scenariuszem w takich właśnie warunkach przez prawie dwie doby operował jeden z podległych mu plutonów. Żołnierze drugiego podgrywali przeciwnika, który starał się pokrzyżować im szyki. Dowódcy obydwu plutonów dostali określone zadania, ale też wolną rękę, jeśli chodzi o sposób ich wykonania. – Zależało nam na jak największym stopniu realizmu – podkreśla dowódca kompanii.
Szkolenie rozpoczęło się od spływu Kwisą. – Ruszyliśmy z okolic Ławszowa i Rudawicy. Celem był poligon w Świętoszowie, gdzie według założenia rozciągało się terytorium kontrolowane przez wroga – wyjaśnia dowódca kompanii. Korzystając z pontonów desantowych, żołnierze pokonali ponad 10 km. – Nie było to łatwe – przyznaje dowódca pierwszego plutonu. – Nurt jest o tej porze roku dość leniwy, wiosłowanie kosztowało nas sporo wysiłku. W dodatku w wielu miejscach koryta zalegają podcięte przez bobry pnie i gałęzie, które należy omijać – wspomina. Nieopodal Świętoszowa żołnierze dobili do brzegu, wyciągnęli pontony z wody i rozpoczęli ponad dziesięciokilometrowy marsz. Każdy miał ze sobą broń i plecak z ekwipunkiem, którego waga dochodziła do 20 kg. – Mieliśmy rozpoznać teren i ewentualne ruchy przeciwnika, a także wykryć punkty, przez które przerzuca on ludzi i uzbrojenie na nasze terytorium – wyjaśnia oficer dowodzący plutonem.
Żołnierze przemieszczali się głównie lasami, unikali dróg oraz utartych szlaków. – Musieliśmy pilnować, by nasz pluton nie został zdemaskowany przez partyzantkę, a przy tym pamiętać, że okoliczna ludność nie jest nam przychylna – opowiada dowódca plutonu. Po drodze żołnierze przeprowadzili rozpoznanie jednej z miejscowości. Wreszcie otrzymali rozkaz, by przygotować zasadzkę. – Cel takich działań może być różny: od wzięcia jeńców, przez zdobycie uzbrojenia, aż po wyeliminowanie przeciwnika. Tym razem pluton miał zniszczyć wrogie oddziały i sprzęt, którym dysponowały – tłumaczy dowódca kompanii.
Przez prawie dwie doby żołnierze prowadzący rozpoznanie musieli się wykazać wszelkimi umiejętnościami, które opanowali podczas poprzednich szkoleń: od maskowania, przez prowadzenie nasłuchu, ewakuację rannego z pola walki (procedura MEDEVAC), aż po naprowadzanie ognia artyleryjskiego na wskazane pozycje przeciwnika (procedura Call for Fire). – Przez cały ten czas byłem razem z ćwiczącym plutonem. Miałem też radiowy kontakt z żołnierzami, którzy podgrywali siły przeciwnika. Nie ingerowałem jednak w działanie żadnej ze stron. Niekiedy tylko podrzucałem „naszym” żołnierzom dodatkowe zadania i obserwowałem, jak sobie z nimi poradzą. Sposób reakcji jest niezwykle ważny, ponieważ podczas tego rodzaju działań zwykle trzeba radzić sobie z dziesiątkami wynikających na bieżąco problemów: od taktycznych po te najbardziej prozaiczne – podkreśla dowódca kompanii. Przykład? – Podczas przygotowywania zasadzki żołnierze przez niemal cztery godziny musieli leżeć na pozycjach i czekać. W takiej sytuacji dowódca musi zadbać nie tylko o to, by ich odpowiednio rozmieścić w terenie, lecz także pamiętać, że w tym czasie muszą coś zjeść, napić się, czy choćby załatwić potrzeby fizjologiczne. Mało kto jest w stanie tak długo utrzymać napiętą uwagę. Dlatego warto, by żołnierze działali w parach. Kiedy jeden czuwa, drugi może trochę odpocząć. Podobne szczegóły działania można by mnożyć – uważa oficer.
Żołnierze zakończyli zadanie w piątek rano. – Wkrótce będziemy je dokładnie omawiać. Każdy z chłopaków będzie mógł zgłosić swoje uwagi i pomysły, co zrobić, by kolejne szkolenia były jeszcze wartościowsze i efektywniejsze – podkreśla dowódca kompanii. W podobnych ćwiczeniach zwiadowcy ze Świętoszowa uczestniczą średnio raz na miesiąc.
autor zdjęć: mjr Artur Pinkowski
komentarze