moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Wojna w świętym mieście, część trzecia

Czyszczenie Karbali, które rozpoczęło się po bitwie o City Hall, otwierało kolejny rozdział niekończących się starć z szyickimi bojówkami. W potężnym chaosie, który opanował ulice ciemnego od dymu miasta, panowały proste reguły, jak w każdej walce. – Oni albo my. Ktoś zginąć musiał – tak wydarzenia sprzed 20 lat wspominał jeden z uczestników walk.

Po bitwie o City Hall sytuacja w Karbali wcale się nie poprawiła, wręcz przeciwnie – z dnia na dzień było coraz gorzej. Bojówki as-Sadra opanowały tereny także wokół miasta. Ze względu na zagrożenie w rejonie wstrzymano konwoje z dostawami sprzętu i pożywienia. Śmigłowce transportowały jedynie amunicję i wodę. Do jedzenia żołnierzom zostały tylko amerykańskie racje żywnościowe. Jeden z oficerów wspominając misję zażartował, że paradoksalnie rozwiązało to problem braków kadrowych. Na patrole byli wysyłani nawet kucharze – przecież i tak nie mieli co gotować. Pojawił się także problem sanitarny. Nieopróżniane od dawna przenośne toalety zaczęły cuchnąć. Powód? Sadryści zabili kilku właścicieli firm świadczących koalicji usługi tego rodzaju. Nikt z miejscowych długo nie odważył się zająć ich miejsca.

Dowodzący kontyngentem gen. dyw. Mieczysław Bieniek (dziś generał w stanie spoczynku) poprosił o pomoc Amerykanów. Operacja, której celem było odbicie Karbali i innych miast z rąk Armii Mahdiego otrzymała nazwę „Żelazna szabla”. Po kilku miesiącach dziennikarze „The Washington Times” określili ją mianem jednej z trzech największych bitew, które Amerykanie stoczyli w Iraku. U ich boku w Karbali od początku walczyli Polacy.

REKLAMA

Czyszczenie Karbali

Chociaż symbolem bohaterstwa naszych żołnierzy w Iraku stała się bitwa o City Hall, to tak naprawdę znacznie trudniejsze walki Polacy stoczyli miesiąc później.

Na przełomie kwietnia i maja 2004 roku na odsiecz naszym żołnierzom w okolicę Camp Lima zaczęli przybywać żołnierze batalionu 1 Dywizji Pancernej USA. Polacy z zazdrością obserwowali opancerzone HMMWV sojuszników, gąsienicowe transportery Bradley, czołgi Abrams i samobieżne, gąsienicowe 155 mm haubice Paladin. Nasze chałupniczo dopancerzone Honkery czy BRDM-y wyglądały przy tym sprzęcie dość groteskowo. Tym bardziej, że amerykański batalion do dyspozycji miał wsparcie śmigłowców szturmowych i samolotów. Polacy mogli wówczas o tym tylko pomarzyć.

Czyszczenie miasta przypominało walki na ulicach Berlina w 1945 roku. Trzeba było zdobywać budynek po budynku, ulicę po ulicy, walczyć o każdy kwartał. Przy dobrze wyposażonych sojusznikach, polscy żołnierze wspierani przez Bułgarów, czuli się bezpieczniej. Amerykanie przez półtora roku służyli w Bagdadzie. Mieli duże doświadczenie i niewiele skrupułów. Mieli ciężki sprzęt i nie wahali się go użyć.

Pewnego dnia snajper rebeliantów, ukryty w jednym z budynków, ranił kolejno kilku żołnierzy koalicji. Strzelec wybił w murze małe otwory i nie przez jedną, ale kilka ścian prowadził ogień. Likwidacja takiego snajpera z broni strzeleckiej była właściwie niemożliwa. – „Neutralizację zagrożenia” przeprowadzono za pomocą działa czołgowego. Ciężka armata burzyła piętro po piętrze, aż wreszcie snajper przestał prowadzić ogień – opowiadał po powrocie do kraju kpt. Zbigniew Kościółek. Przyznał, że w tamtej sytuacji była to jedyna skuteczna metoda.

Rondo śmierci

W nocy z 4 na 5 maja 2004 roku polscy żołnierze stoczyli kolejne ciężkie walki z sadrystami. Tym razem na skrzyżowaniu dwóch ważnych dróg w mieście. Rondo znajdowało się około 150 metrów od City Hall i około 100 metrów od meczetów. Dowódca Fox-ów (kompanii rozpoznawczej Fox 2 Grupy Bojowej), kpt. Grzegorz Kaliciak, miał wówczas pododdział 24 żołnierzy. Polacy wspierali pluton amerykańskiej policji wojskowej. Ich zadaniem było zablokowanie i ochrona jednej z dróg, by ułatwić przemieszczenie się po niej kolumny amerykańskich czołgów.

Do akcji żołnierze ruszyli z City Hall, które od dawna nie było już atakowane. Gdy dotarli na miejsce szybko rozpoczęli rozbudowę posterunku i przygotowanie stanowisk ogniowych. Na pozycjach bojowych ustawiono polskie BRDM-y i amerykańskie HMMWV. Dla żandarmów zza oceanu była to pierwsza akcja bojowa. To, że rebelianci zaatakują było pewne. Nikt nie wiedział jednak kiedy i w jaki sposób.

– Przez jakiś czas na naszym posterunku w centrum miasta panowała cisza – wspominał kpt. Grzegorz Kaliciak. – Nagle od wschodniej strony ronda rozległy się strzały. Zobaczyłem, że w rejon posterunku z dużą prędkością pędzi samochód osobowy. W pewnym momencie stanął. Odczekałem kilka minut. Obawialiśmy się, że to samochód pułapka i za chwilę eksploduje. Przecież nie zatrzymał się do kontroli – opowiadał Kaliciak.

Po jakimś czasie kapitan razem z tłumaczem, ubezpieczany przez swoich ludzi, podszedł do podziurawionego auta. Wewnątrz siedziało dwóch rannych Irakijczyków. Jeden z nich wytłumaczył, że jechali do pracy, a nie zatrzymali się, ponieważ ich stare auto nie miało… hamulców. Irakijczycy trafili do szpitala i pod nadzór miejscowej policji. Noc się jednak dopiero rozpoczynała.

Kolejny atak nadszedł z południowej strony miasta. W kierunku posterunku znów pędził samochód. Kierowca nie reagował na strzały ostrzegawcze. Padły serie z broni ręcznej. Skutek był jednak żaden. Wtedy odezwał się BRDM. Kilka krótkich serii z karabinu 12,7 mm i pojazd zatrzymał się. Chwilę później eksplodował. Minęło tylko kilka minut i z zakrętu wyjechał kolejny samochód, próbując sforsować zapory Polaków. Seria z BRDM-a znów zatrzymała wrogi pojazd. Przy posterunku płonęły już dwa auta.

– Nagle zaczął się ostrzał – wspominał kpt. Kaliciak. – Strzelano z budynku. Mój tłumacz Ahmed upadł na ziemię. Nie był ranny, po prostu nie wytrzymał napięcia i dostał jakiś drgawek ze strachu. Celowniczy RPG wyszukał cel 300 metrów od nas. Trafił, bo ostrzał z tego miejsca ustał – opowiadał oficer. Ale to nie był koniec tej akcji. W tym samym czasie z płonących aut zaczęli wyskakiwać ludzie i strzelać do Polaków. Żołnierze odpowiedzieli ogniem. Gdy sprawdzili samochody, okazało się, że kilku młodych rebeliantów nie żyło. Inni trafili do szpitala.

Zwłoki jako osłona

Po drugiej w nocy w stronę check pointu ruszyła wielka ciężarówka. Było jasne, że sadryści za wszelką cenę chcą się przebić przez zaporę Polaków. Z działka BRDM szła seria za serią, dodatkowo żołnierze prowadzili ostrzał z broni ręcznej. Nic jednak nie mogło zatrzymać drogowego kolosa. Mimo przebitych opon, iskier sypiących się z felg, samochód z wielką siłą uderzył w HMMWV. Amerykański strzelec, który do ostatniej chwili prowadził ostrzał ciężarówki, siłą zderzenia został wyrzucony na ulicę. – Podbiegłem do niego. Chłopak cały czas krzyczał z bólu. Nigdzie jednak nie było widać krwi. Podałem mu szybko morfinę. Gdy podbiegli jego koledzy, zrobili mu drugi zastrzyk. Na szczęście w ciężarówce nie było materiałów wybuchowych. Znaleźliśmy tylko zwłoki kierowcy samobójcy – opowiadał kpt. Kaliciak.

Po pewnym czasie do bazy dotarła informacja, że amerykański żołnierz zmarł w czasie transportu do szpitala. Z kolei kilka dni później, nie wiadomo dlaczego, w prasie za oceanem ukazały się materiały o tym, że żandarm US Army zginął przez pomyłkę od polskiej kuli. Żołnierze amerykańscy szybko zdementowali nieprawdziwe informacje. Polubili odwagę Polaków. Chcieli nadal walczyć razem z nimi.

Po pierwszych ostrzałach i próbach taranowania posterunku kpt. Kaliciak razem ze swoim radiotelefonistą udali się na skraj placu na rozpoznanie. Gdy byli już u wylotu jednej z dróg, rozpoczął się zmasowany ostrzał. – Byliśmy jak na patelni. Strzelali do nas z wielu stron. Niewiele robili sobie z ognia naszych żołnierzy. Musieliśmy się ukryć, a nie było gdzie. Za osłonę od pocisków na pewien czas musiały nam posłużyć leżące niedaleko ciała zabitych rebeliantów – wspominał dowódca.

Walki przy meczetach

Ostatnim bastionem rebeliantów stał się obszar w rejonie meczetu Al- Mukhayyam w Karbali. Tam rebelianci zgromadzili największy arsenał broni. Do działań wspólnie z amerykańską grupą zadaniową znów skierowane zostały Fox-y oraz pluton ochrony. Tym razem walki trwały cały tydzień. Polacy mogli się wtedy przekonać o skuteczności granatów nasadkowych na Beryle. Trudną szkołę przeszli także nasi strzelcy wyborowi.

– Nikt nie liczył kontaktów ogniowych, bo w walce byliśmy bez ustanku, z krótkimi przerwami na sen. Było tak, jak opisuje się w książkach o II wojnie, czasami trzeba było zdobywać dom po domu. Arabscy rebelianci i wspomagający ich najemnicy czaili się wszędzie. Trzeba było bardzo uważać na snajperów. Walki miały różny przebieg. Chwilami trwał zmasowany ogień, innym razem my i oni prowadziliśmy precyzyjny ostrzał z broni wyborowej i osobistej ogniem pojedynczym – wspominał po powrocie do kraju st. kpr. Tomasz Nowak.

Jako dowódca drużyny st. kpr. Nowak, aby wspomóc swoich ludzi i ich chronić sam chwytał czasami za karabinek wyborowy. – Jak na każdej wojnie tak i tam panowała prosta reguła: albo my albo oni. Od celnego ognia zależało życie – wyjaśniał.

Drugi ranny

Nadszedł jednak dzień, kiedy kapralowi zabrakło szczęścia. Pewnej nocy jego drużyna przejęła jeden z budynków w centrum Karbali. Po ciemku przetrząsali piętro po piętrze w poszukiwaniu rebeliantów. Bez światła urządzali sobie stanowiska ogniowe i budowali system obronny. Jako osłonę używali drzwi wyjętych z ościeżnic, mebli i wszystkiego, co mogło zatrzymać pociski. – W pewnym momencie wyszedłem na hol. Była tam przeszklona klatka schodowa. Snajper musiał strzelać pod kątem, bo widział mnie tylko od pasa w dół. Był bardzo dobry. Tyle mu wystarczyło, żeby mnie trafić – wspominał podoficer.

St. kpr. Nowak był drugim żołnierzem rannym podczas drugiej zmiany. Otrzymał postrzał w lewe udo. Na szczęście pocisk prześlizgnął się tylko po kości, nie roztrzaskał jej i przeszedł na wylot. Z budynku wynieśli go dwaj amerykańscy żołnierze. Śmigłowcem Medevac-u został przetransportowany do szpitala polowego w polskiej bazie. Po operacji, mimo zaleceń lekarskich, nie zgodził się wrócić do kraju. Po kilkutygodniowej rekonwalescencji powrócił do pododdziału i służył w Iraku do końca zmiany.

Cena odwagi

Polscy żołnierze wyruszając na II zmianę do Iraku nie mieli pojęcia, że radykalny duchowny Muktada as-Sadr i jego ludzie szykują dla nich śmierć. Na szczęście bojowy egzamin zdali nie tylko żołnierze walczący na ulicach, ale także ich dowódcy. – Gdy słyszy się przez radiostację trwającą walkę, każdy rozkaz, każde polecenie analizuje się po wielokroć. Czuje się ciągły strach przed podjęciem błędnej decyzji. Wiedząc, że moi ludzie walczą, że są zagrożeni, chciałem być przy nich, osłaniać... Niestety, dowodzenie całością grupy wykluczało taką możliwość – mówił mjr Tomasz Domański, dowódca 2 Grupy Bojowej.

Czy taką odwagę żołnierze mieli od zawsze? Wielu uczestników misji przyznawało, że gdy pierwszy raz zostali ostrzelani w nieopancerzonym Honkerze, bali się. Po kilku takich próbach machali ręką, przekonując samych siebie, że dzisiaj pewnie też nikogo z nich nie trafią. Coraz śmielej wyjeżdżali na kolejne akcje. Jednak w czasie obrony City Hall, a potem podczas czyszczenia Karbali, strach wracał. Nie wszyscy radzili sobie ze stresem. Były przypadki załamania podczas walki. Pewien żołnierz pod ostrzałem, nie zważając na pociski, wyskoczył na drogę, rzucił karabin i ruszył przed siebie krzycząc, że ma tego dosyć. Wsparcie dowódców i psychologa w bazie nie zawsze wystarczało, sześciu żołnierzy nie wytrzymało trudów misji. Nikt ich nie oceniał, zostali odesłani do kraju.

Mimo to najważniejszy cel dowódców został osiągnięty. Na przełomie lipca i sierpnia 2004 roku wszyscy żołnierze II zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku powrócili do kraju.

Ewa Korsak, Bogusław Politowski

autor zdjęć: arch. Grzegorza Kaliciaka, mł. chor. Paweł Erdmann, arch. Centrum Weterana

dodaj komentarz

komentarze


Marynarka Wojenna świętuje
 
Święto w rocznicę wybuchu powstania
A Network of Drones
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Wybiła godzina zemsty
Szturmowanie okopów
Norwegowie na straży polskiego nieba
Święto podchorążych
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
„Szczury Tobruku” atakują
W MON-ie o modernizacji
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
O amunicji w Bratysławie
Zmiana warty w PKW Liban
Polskie „JAG” już działa
Olimp w Paryżu
Ostre słowa, mocne ciosy
Czworonożny żandarm w Paryżu
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Razem dla bezpieczeństwa Polski
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wzmacnianie granicy w toku
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Huge Help
„Husarz” wystartował
Od legionisty do oficera wywiadu
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Jesień przeciwlotników
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
Karta dla rodzin wojskowych
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Nowe uzbrojenie myśliwców
Olympus in Paris
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Jak namierzyć drona?
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Transformacja dla zwycięstwa
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Medycyna w wersji specjalnej
Saab 340 AEW rozpoczynają dyżury. Co potrafi „mały Awacs”?
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO