Kilka tygodni temu Eliasz Jankowski przywiózł z Bratysławy kolejny medal do kolekcji – został wicemistrzem Europy w kickboxingu federacji WAKO. Niedługo potem jako dowódca jednej z drużyn plutonu dowodzenia baterii artylerii samobieżnej awansował na plutonowego. – Sport i wojsko zawsze były moim marzeniem – mówi. Plutonowy Eliasz Jankowski realizuje je z sukcesem od 15 lat.
Akt mianowania na stopień plutonowego odebrał w Narodowe Święto Niepodległości. Mówi jednak, że chciałby awansować jeszcze wyżej. Jako nastolatek marzył, że kiedyś będzie sierżantem.
– Dlaczego nie oficerem? – pytam.
– Bo wtedy miałbym więcej obowiązków i nie dałbym rady pogodzić sportu ze służbą – przyznaje szczerze plut. Jankowski.
Mundur czy pas
Ze sportem miał do czynienia od dziecka. Ojciec, który trenował trójbój siłowy, zabierał synów na siłownię, aby – jak opowiada – podnosili ciężary i mężnieli.
Nastoletni Eliasz próbował sił w kilku dyscyplinach. Grał w piłkę nożną i ręczną oraz w tenisa stołowego, trenował trójbój siłowy. Ciągle szukał swojego miejsca – na boisku, bieżni czy macie. Aż wreszcie w rodzinnej Legnicy trafił do Klubu TKKF Olimp, w którym trenerem był Zbigniew Prych. Od tego momentu to kickboxing stał się jego pasją.
Jednak zanim sportowa kariera nabrała tempa, Eliasz Jankowski dostał wezwanie do wojska. Był rok 2006. Z dokumentów, które otrzymał z WKU, wynikało, że ma się zgłosić do Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu. Był wówczas studentem pierwszego roku Akademii Wychowania Fizycznego w Jeleniej Górze. Ale nie starał się o odroczenie, bo przecież drugim jego marzeniem, jeszcze z podstawówki, była właśnie armia.
Po trzech miesiącach wojskowego przeszkolenia zdobył uprawnienia kierowcy-mechanika potężnej haubicy 2S1 Goździk i trafił do Dywizjonu Artylerii Samobieżnej 10 Brygady Kawalerii Pancernej.
Służba w Świętoszowie to był jednak czas bez treningów. – Kiedy tylko mogłem, ćwiczyłem, ale nie udawało mi się pogodzić wojskowych zajęć z kickboxingiem – mówi. Mimo to nie wrócił do cywila, został żołnierzem zawodowym w baterii dowodzenia dywizjonu artylerii samobieżnej na stanowisku rachmistrz.
W 2012 roku rozpoczął naukę w szkole podoficerskiej. Do Świętoszowa powrócił już jako kapral. Dziś jest dowódcą drużyny rachunkowej w plutonie dowodzenia 2 baterii. Jej głównym zadaniem jest wyznaczanie współrzędnych pozycji przeciwnika i przekazywanie obsłudze dział parametrów do celnego oddawania salw. – Plutonowy Jankowski zdecydowanie zna się na swojej robocie – mówi krótko st. chor. sztab. Robert Głów, dowódca plutonu dowodzenia.
Kick do przodu
Nowe stanowisko pozwoliło wygospodarować więcej czasu i rozpocząć ponownie regularne treningi pod okiem trenera Prycha. Tak zaczęły się spełniać oba marzenia. Bo – jak mówi plut. Jankowski – służba i sport są ze sobą powiązane. Wojsko uczy dyscypliny, tak potrzebnej podczas treningów. A kickboxing poprawia kondycję i zmysł orientacji. Wymaga także szybkiego podejmowania decyzji, co jest bardzo cenne również w wojsku.
Jego pierwszą walką przed laty był występ w eliminacjach do mistrzostw Polski w formule light contact w wadze 75 kg. Potem stratował już w mniejszej wadze – 67 kg w kategoriach low kick i K-1 (formuła walki). W ciągu 15 lat tytuł mistrza Polski zdobył dziesięć razy. W 2009 roku został mistrzem świata, gdy pokonał zawodnika z Francji podczas walki zorganizowanej w jego rodzinnej Legnicy. – To był niezapomniany dzień – wspomina plut. Jankowski – Aby mi kibicować, przyjechało wielu żołnierzy z jednostki.
Miesiąc temu znalazł się w składzie reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy w kickboxingu. Po zaciętych pojedynkach plut. Jankowski zdobył tytuł wicemistrza Europy federacji WAKO. – Mam na koncie wszystko, co w tej dyscyplinie można zdobyć, czyli tytuł zawodowego i amatorskiego mistrza świata, puchar świata, tytuł zawodowego mistrza i dwukrotnie amatorskiego wicemistrza Europy… W sporcie jestem spełnionym zawodnikiem – mówi podoficer.
Przyznaje, że niektóre walki będzie długo pamiętał z zupełnie innego powodu. – W kickboxingu łatwo o kontuzje i urazy. Miałem między innymi złamaną nogę i rękę. Połamanego nosa nie liczę, bo w tej dyscyplinie to nic niezwykłego – mówi Jankowski.
W pododdziale plutonowego wszyscy mu kibicują. Koledzy podkreślają, że tak jak w sporcie, na służbie na Eliasza też można liczyć, a podczas WF to właśnie on najlepiej instruuje z walki wręcz. Choć bywa, że z uśmiechem podchodzą do dyscypliny, której sportowiec musi przestrzegać. Do dziś wspominają, jak Eliasz na bal z okazji święta dywizjonu przyniósł… kuchenną wagę, by się nie przejść i skrupulatnie pilnować masy przed zbliżającymi się wówczas zawodami.
Plany na przyszłość
Sam mistrz przyznaje, że jedyne, czego mu brakuje, to czas. – Po pracy w jednostce wpadam do domu zaledwie na kilkadziesiąt minut. Jem obiad i jadę na trening, z którego wracam w nocy. Najbardziej cierpi na tym moja 2,5-letnia córeczka Nela – mówi podoficer. Żona Ewa wspiera go i ze zrozumieniem podchodzi do sportowej pasji. Uważa, że w karierze pomaga mężowi silny charakter i pogodne usposobienie. – Eliasz ma w sobie niebywały upór i determinację w dążeniu do celu. Bardzo to w nim cenię – podkreśla.
Zbigniew Prych, szkoleniowiec kadry narodowej, mówi, że jego podopieczny to fighter i nie powiedział jeszcze ostatniego słowa na ringu. 33-letni zawodnik przygotowuje się właśnie do gali sportu zawodowego Fight Exclusive Night 23, która odbędzie się w styczniu 2019 roku. Plut. Eliasz Jankowski będzie walczył w formule K-1 – najważniejszej w tym sporcie w rankingu federacji WAKO. Kolejne ważne zawody to amatorskie mistrzostwa świata, które odbędą się w październiku 2019 roku w Serbii. Czy artylerzysta ze Świętoszowa wróci z medalem? Koledzy z pododdziału już trzymają kciuki.
autor zdjęć: arch. Eliasza Jankowskiego
komentarze