moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Dwadzieścia lat akrobacji „Orlika”

Na każdym pokazie mamy swój „żółty kontener”. I w Madrycie, i w Atenach, i w Salamance. To taki punkt odniesienia na ziemi, zlokalizowany w strefie pokazu, będący odpowiednikiem punktu na lotnisku w Radomiu. Gdy przez radio powiem kolegom „kontener”, wszyscy wiedzą, gdzie mnie szukać – mówi mjr Dariusz Stachurski, lider zespołu akrobacyjnego „Orlik”.

Pamięta Pan początki zespołu, rok 1998, kiedy podjęto decyzję, że w Radomiu powstanie „Orlik”?

Mjr Dariusz Stachurski : Byłem wtedy młodym podporucznikiem, tuż po ukończeniu szkoły oficerskiej i dopiero zaczynałem swoją przygodę z lotnictwem. Trafiłem do ówczesnego 60 Lotniczego Pułku Szkolnego, a dzisiejszej 42 Bazy Lotnictwa Szkolnego w Radomiu, gdzie miałem szkolić podchorążych Szkoły Orląt. Na to, co wyczyniali moi koledzy na Orlikach, mogłem tylko popatrzeć. Nie ukrywam, że już wtedy latanie w zespole stało się moim największym marzeniem. Zadeklarowałem więc gotowość do podjęcia szkolenia na pilota zespołu i wziąłem udział w kilku lotach zapoznawczych. W 2000 roku, gdy zdobyłem już trochę doświadczenia i osiągnąłem odpowiedni nalot, rozpocząłem treningi.

Już rok później wziął Pan udział w pierwszych pokazach. Pamięta je Pan?

Oczywiście, tego się nie da zapomnieć. To były pokazy w Góraszce, gdzie leciałem na pozycji zamykającego. To była dla mnie wielka sprawa i spełnienie marzeń.

Podobno p ierwszy program pokazu dla zespołu w składzie pięciu samolotów stworzyli sami piloci podczas spotkania towarzyskiego, przy grillu na działce, wtedy majora pilota, Andrzeja Sowy, w tamtym czasie najbardziej doświadczonego pilota zespołu?

Tak, zgadza się. Ale właściwie wszystko, co towarzyszyło powstaniu tego zespołu było nieco szalone. Samolot Orlik pojawił się w siłach powietrznych w 1994 roku. Latanie nim było nie lada wyzwaniem nie tylko dla podchorążych, ale również dla instruktorów. Ale piloci postanowili, że spróbują lotnictwa pokazowego na tym turbośmigłowym samolocie. Zespół powstał w 1998 roku na mocy rozkazu komendanta Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych. To był ewenement na skalę europejską, bo zespołów akrobacyjnych na tego typu statku powietrznym dotąd w Europie nie było. W połowie kwietnia, gdy piloci mieli za sobą około 100 treningów w powietrzu, było już wiadomo, że zespół „Orlik” wzbije się w powietrze. I tak to się zaczęło.

Jeszcze w tym samym roku zespół Orlik” zaprezentował się na niebie nie tylko w Polsce, nad Dęblinem, ale także na pokazach Fairford w Anglii, jednych z największych na świecie. To wysoko zawieszona poprzeczka jak na kilka miesięcy funkcjonowania.

Zespół zaczął z rozmachem. Do takich pokazów ludzie często przygotowują się miesiącami, wielu marzy, by na nich wystąpić. A „Orlikowi” się udało. Choć sam nie brałem udziału w tym wydarzeniu, wiem, że dla pilotów było to ogromne wyzwanie. Nie chodziło nawet o rodzaj ewolucji – wiadomo było, że po kilku miesiącach treningów trudno zaprezentować jakieś spektakularne figury. Dużo ważniejszy był wymiar emocjonalny. Bo co innego trenować nad swoim lotniskiem, a co innego wystąpić na ogromnych pokazach w Wielkiej Brytanii i spotkać się ze starymi wyjadaczami lotniczego świata. Dla naszych pilotów miało to niebagatelne znaczenie.

W ciągu 20 lat funkcjonowania zespołu, zmieniały się skład i liczba latających w nim maszyn. Ilu dziś pilotów wchodzi w skład zespołu?

Możemy występować składzie od pięciu do dziewięciu maszyn. Zasadniczo jednak zespół tworzy siedem samolotów. To poniekąd wynika z tego, że wszyscy jesteśmy jednocześnie instruktorami w 42 Bazie Lotnictwa Szkolnego i naszym podstawowym zadaniem jest szkolenie podchorążych. Same pokazy akrobacyjne są dla nas niejako dodatkiem. Bardzo zresztą atrakcyjnym. W ciągu 20 lat działalności zespołu wyszkolonych zostało 20 pilotów. To niedużo, sam się zdziwiłem, kiedy policzyłem, ale z drugiej strony świadczy też o tym, że ludzie na długo wiążą się z zespołem, kochają to, co robią. Jest w tym to „coś”, co trzyma ich przy lotnictwie pokazowym.

W ciągu 20 lat prezentowaliście się na pokazach w kraju i za granicą. Mając tak duże doświadczenie, chyba nietrudno w waszej pracy o rutynę?

Mimo że w zespole latamy od kilku czy kilkunastu lat, każdy pokaz jest wyzwaniem. Oczekuję od siebie, a także od wszystkich członków zespołu, by każde zadanie traktowali jak coś nowego. Wszystko musi być zaplanowane od początku do końca i żaden z elementów tych przygotowań nie może zostać pominięty. Nawet jeśli coś wydaje się proste i przetrenowane tysiące razy. Bo diabeł tkwi w szczegółach, a te szczegóły w lotnictwie mają zazwyczaj ogromne znaczenie. Proszę pamiętać, że latamy z dużą prędkością, na małych odległościach, a figury, które wykonujemy w powietrzu są trudne. Każdy pokaz wymaga wielu godzin treningu. Absolutnie nie ma tu miejsca na rutynę.

A jest w zespole miejsce na indywidualność?

Mamy oczywiście wspólne zadania, które scalają nas jako zespół i sprawiają, że musimy grać do jednej bramki. Tu nie ma żadnych dyskusji. Ale gdyby spojrzeć na to bardziej szczegółowo, to każdy z nas ma określoną rolę do wykonania i musi się z niej wywiązać, by cały zespół odniósł sukces.

O czym rozmawiają piloci, gdy spotykają się po służbie?

Jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy mają też swoje życie poza lotnictwem. Ale przyznaję, że od latania nie da się uciec i siłą rzeczy zawsze staje się ono tematem rozmów, także pozasłużbowych.Myślę, że to głównie dlatego, żedla pilotów wojskowych latanie to nie tylko praca, ale sens życia. Mamy wiele wspólnych wspomnień i związanych z tym przeżyć. Jest o czym rozmawiać i co wspominać. Czasem jest śmiesznie, czasem strasznie, ale zapewniam, że nigdy nie jest nudno.

Co zatem Pan najbardziej pamięta z lat spędzonych w zespole?

W ciągu kilkunastu lat wzięliśmy udział w ponad 200 pokazach w kraju i za granicą. Trochę tych wspomnień się uzbierało. Mnie jakoś szczególnie utkwił w pamięci rok 2005, kiedy mieliśmy sporo wylotów zagranicznych. Występowaliśmy wtedy m.in. w hiszpańskiej Salamance, greckiej Tanagrze i w Waddington w Anglii. W tym czasie trochę inaczej wyglądały nasze siły powietrzne, nieco inne zadania były wykonywane. Więc pierwsze dla naszych Orlików tak dalekie eskapady miały w sobie coś z egzotyki. Dodam też, że były to czasy, gdy ze względu na wyposażenie samolotu przeloty Orlikami odbywały się według przepisów VRF, czyli z widzialnością ziemi. Latając na pokazy, zwiedziliśmy więc z powietrza niemal całą Europę. Do dziś pamiętam przelot nad Pirenejami w drodze do Hiszpanii. Same pokazy, choć prezentowane w nowych miejscach, nie przysporzyły mi tylu wrażeń. Bo podczas nich świat zewnętrzny praktycznie nie istnieje, skupiamy się w stu procentach na linii i centralnym punkcie pokazu.

Większe emocje towarzyszą wam podczas pokazów krajowych czy zagranicznych?

Nie będę chyba odosobniony w swojej opinii, jeśli powiem, że zdecydowanie podczas tych w kraju, a szczególnie w Radomiu. Tu zawsze towarzyszą nam rodziny, przyjaciele, znajomi. Zależy nam więc, by wypaść jak najlepiej, a jeśli już coś idzie nie tak, zrobić to w taki sposób, by widzowie na ziemi się nie zorientowali.

Czy podczas pokazów zagranicznych macie jakiś sposób, by tworzyć sobie namiastkę, dobrze znanego wam, radomskiego lotniska?

Przed każdym pokazem, w każdym miejscu, zawsze staramy się wybrać charakterystyczne punkty w okolicach strefy pokazu, tzw. meble, które staną się dla nas odpowiednikami punktów w Radomiu. Na naszym macierzystym lotnisku takim punktem jest między innymi stojący na południe od lotniska, w odległości 6 km „żółty kontener”. Śmiejemy się więc, że taki „kontener” mamy wszędzie, gdzie dajemy pokaz… i w Giżycku, i w Pruszczu Gdańskim, i w Atenach, i w Madrycie, i na Malcie. Kiedy określamy swoje położenie rejonie pokazu posługujemy się właśnie hasłem „kontener”, nawet gdyby w tym miejscu stał okazały zamek.

Kto jest autorem waszych pokazów?

My sami i nasze doświadczenie. Wiązanki opracowujemy, biorąc pod uwagę umiejętności każdego z nas. Bywa, że ktoś się zapędzi, chce wprowadzić element ryzyka, wtedy inni go stopują. Ale bywa też, że gdy przychodzi nowy pilot, to wiadomo, że nie możemy go na samym początku obciążyć jakimiś skomplikowanymi figurami. Wtedy cały zespół musi się dopasować. Każdy z nas cały czas się rozwija, bo same pokazy to dla nas także szersze możliwości szkolenia. Co roku staramy się dodać nowy element do naszego programu, by był jak najbardziej atrakcyjny i widowiskowy.

Gdy mówimy o zespole „Orlik”, myślimy głównie o pilotach. Ale za waszymi pokazami stoi też ogrom innych specjalistów.

„Orlik” to nie tylko piloci, ale cały sztab ludzi na ziemi, bez których pokaz nie mógłby się odbyć. To instruktor pilot, wspierający nas z ziemi, komentator, technicy samolotów, inżynierowie. Każdy zajmuje się w bazie swoimi bieżącymi zadaniami, ale kiedy pada hasło „trening”, to każdy się angażuje w jego przygotowanie. Chylę czoła przed naszymi mechanikami, wśród których jest jeszcze kilku pamiętających początki zespołu. To ludzie o złotych rękach, którzy perfekcyjnie przygotowują nam samoloty. Sprzęt jest sprawny, mimo ogromnej intensywności lotów szkolnych.

Dwudziestolecie zespołu zbiega się ze stuletnią rocznicą powstania lotnictwa polskiego. Czy zaplanowaliście coś szczególnego z tej okazji?

Na pewno jubileusz zobowiązuje, by uczcić go należycie. Ale będziemy świętować skromnie, bo mamy na co dzień bardzo dużo zadań. Planujemy na pewno spotkanie wszystkich dotychczasowych członków zespołu oraz ciekawą niespodziankę dla widzów. Wszystko jest dopiero przygotowywane, więc mogę zdradzić jedynie tyle, że będzie to wspólny lot naszych Orlików z samolotami historycznymi. Będzie to wisienka na torcie, jeśli chodzi o nasze świętowanie, ale też duże wydarzenie podsumowujące historię szkolenia polskich pilotów od II wojny światowej po dzień dzisiejszy. Tradycyjnie planujemy też pokazy. Ich harmonogram nie został jeszcze zatwierdzony, ale jeśli tak się stanie, w tym roku wystąpimy w m.in. we Francji, w Chorwacji, Grecji i na Łotwie. W Polsce będzie nas z kolei można zobaczyć w Radomiu, na defiladzie z okazji święta Wojska Polskiego oraz kilku imprezach związanych z Obchodami 100-lecia Polskiego Lotnictwa Wojskowego.

Rozmawiała Paulina Glińska

autor zdjęć: Monika Zielińska / Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej

dodaj komentarz

komentarze


„Northern Challenge”, czyli wyzwania i pułapki
 
Breda w polskich rękach
W hołdzie Witosowi
Opowieść, która się nie starzeje
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Polskie armatohaubice na poligonie w Estonii
Sojusz także nuklearny
Wojskowy most połączył Głuchołazy
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Cześć ich pamięci!
Gryf dla ochrony
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Żeby drużyna była zgrana
Tłumy biegły po nóż komandosa
Ministrowie obrony na szczycie
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Mark Rutte w Estonii
SGWP musi być ostoją wartości
Latający bohaterowie „Feniksa”
Ogień nad Bałtykiem
Snipery dla polskich FA-50
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce
Witos i spadochroniarze
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Grób Nieznanego Żołnierza ma 99 lat
Ostre słowa, mocne ciosy
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
Ramstein Flag nad Grecją
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Hubalczycy nie złożyli broni
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Jastrzębie czeka modernizacja
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Generał z niepospolitym polotem myśli
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
Zwycięzca w klęsce, czyli wojna Czang Kaj-szeka
Kolejny Kormoran na kursie
Mikrus o wielkiej mocy
Szkoła w mundurze
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Jak zachęcić młodych do służby w wojsku?
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Zagrożenie może być wszędzie
Polskie „JAG” już działa
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Żeglarz i kajakarze z „armii mistrzów” na podium
Święto marynarzy po nowemu
„Feniks” wciąż pomaga
Pierwszy dzwonek w Żelaźnie
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
Bielizna do zadań specjalnych
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Żeby nie poddać się PTSD
Bilans Powstania Warszawskiego
Żołnierska pamięć nie ustaje
Rajd pamięci i braterstwa
Olimp w Paryżu
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Karta dla rodzin wojskowych
Olympus in Paris
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Czworonożny żandarm w Paryżu

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO