Były małe, zwrotne i niezawodne – o polskich tankietkach, czołgach rozpoznawczych, opowiada dokument „Czołżek”. Te słynne pojazdy uczestniczyły w kampanii wrześniowej i skutecznie stawiały czoła Niemcom. – To film o pasji, miłości i honorze zaklętych w małym pancerzu – mówił podczas premiery reżyser Norbert Rudaś z lubelskiej Fundacji Arma Civitatis.
Tankietki TK-3 podczas przeprawy przez drogę. W głębi widoczna drużyna cyklistów prowadząca rowery. 1938 r.
Fabularyzowany film dokumentalny opowiada nie tylko o tym, jak powstawały te niewielkie czołgi, ale także o polskich pancerniakach walczących na nich w kampanii obronnej. Na celuloidowej kliszy uwieczniono pasjonatów, którzy poszukują pozostałości po tankietkach i odnawiają je. Widzowie obejrzą również fabularyzowane sceny walk tankietek z niemieckimi czołgami, odtworzone na potrzeby filmu przez rekonstruktorów. Dzięki temu można zobaczyć możliwości bojowe tych niewielkich pojazdów. – Film pokazuje piękne dzieło polskiej myśli technicznej i epizody z walk naszej broni pancernej we wrześniu 1939 roku – mówił Michał Wiater, zastępca dyrektora Departamentu Edukacji, Kultury i Dziedzictwa MON podczas premierowego pokazu dokumentu w Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa.
Dały się Niemcom we znaki
Jak przypomniał podczas spotkania dr Jan Tarczyński, dyrektor Centralnej Biblioteki Wojskowej, polska tankietka TK-3, czyli lekki czołg rozpoznawczy, była wzorowana na angielskiej tankietce Carden-Loyd. W latach 1931–1933 zbudowano ich ponad 300. Ich wariantem były TKF, w których silnik Forda A zastąpiono silnikiem Polski Fiat-122. Tankietek w tej wersji wyprodukowano zaledwie 18 sztuk. Z kolei model TKS, o zmienionym kształcie przedniej części kadłuba, silnika i opancerzenia, zaczęto montować w 1934 roku. W sumie do wybuchu wojny powstało ich 280. Większość uzbrojona była w karabiny maszynowe Hotchkiss wz. 25 kal. 7,92 mm. Niewielką część, czyli 24 pojazdy, przezbrojono w najcięższy karabin maszynowy kal. 20 mm. Wszystkie modele tankietek powstawały w Państwowych Zakładach Inżynierii Ursus.
Znaczenie tankietek dla polskiej armii wyjaśniał przed kamerą m.in. ppłk Tomasz Ogrodniczuk, dyrektor Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu. Przypomniał, że czołgi TK i TKS były podstawowymi pojazdami pancernymi polskiej armii w kampanii wrześniowej. – Zalety tankietek to prosta konstrukcja, wytrzymała i łatwa w naprawie – podkreśla w dokumencie ppłk Ogrodniczuk. Dodaje, że pojazd ważył tylko nieco ponad 2,5 t, był zwrotny i szybki – rozwijał prędkość do 40 km na godzinę, przez co trudno było go trafić.
Film: Arma Civitatis
Tankietki, szczególnie te uzbrojone w działko 20 mm, dały się w 1939 roku we znaki Niemcom. To, jak bardzo były skuteczne, pokazuje starcie z 18 września, pod Pociechą koło Warszawy, plutonu dowodzonego przez plut. Romana Orlika. Jego tankietka zniszczyła wówczas trzy niemieckie czołgi. – Gdybyśmy we wrześniu 1939 roku mieli więcej takich pojazdów, nie wiadomo, jak potoczyłaby się kampania – stwierdził w czasie spotkania w klubie DGW Jacek Kopczyński, kolekcjoner militariów z Łodzi.
Choć w 1939 roku polska armia dysponowała niemal 600 tankietkami, do dziś zachowało się ich tylko kilka, a przez 60 lat na terenie Polski nie było ani jednego takiego pojazdu. Część czołgów została zniszczona podczas walk, pozostałe przejęli Niemcy i Rosjanie. – Odnajdywane po wojnie pozostałości tankietek przetapiano na złom – dodaje dr Tarczyński.
Czołg zza koła podbiegunowego
Dziś w polskich muzeach i u prywatnych kolekcjonerów jest tylko pięć takich pojazdów. Film przedstawia historie kilku z nich. Chociażby pierwszego sprowadzonego do Polski w 2002 roku TKS. Jacek Kopczyński kupił go od norweskiego rolnika mieszkającego… za kołem podbiegunowym. Pojazd służył mu za ciągnik rolniczy. W dokumencie kolekcjoner opowiada też o odbudowie drugiej tankietki uzbrojonej w działko 20 mm. Powstała ona z części wykopanych z kilku polskich pól bitewnych. Z Norwegii pochodzi także TKS sprowadzony do Muzeum Broni Pancernej w 2012 roku. Ppłk Ogrodniczuk podkreśla, że tankietkę z 1935 roku wyróżnia zachowana oryginalna tabliczka znamionowa.
Część filmu Norbert Rudaś oparł na wspomnieniach kpt. Henryka Nowosielskiego, który we wrześniu 1939 roku walczył na tych czołgach składzie 91 Dywizjonu Pancernego. – Mój ojciec wiele opowiadał o tankietkach i zaraził mnie miłością do nich – mówił na pokazie inż. Zbigniew Nowosielski, jeden z bohaterów filmu. Ten miłośnik militariów zbudował wierną kopię tankietki TKS w swoim Biurze Rekonstrukcyjno-Technologicznym Zabytkowej Inżynierii Pojazdowej koło Kołbieli pod Warszawą.
Pozostałe tankietki w Polsce to: TKS przekazany Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie przez szwedzki rząd oraz TK odnaleziony we Francji, a należący do kolekcjonera Adama Rudnickiego. Poza granicami kraju jeden TKS jest w zbiorach muzeum pancernego na Kubince w Rosji. Natomiast jedyny TKF, znany polskim miłośnikom militariów, znajduje się w muzeum wojskowym w Belgradzie. – Niestety, ten unikalny pojazd na powietrzu niszczeje – mówił ppłk Ogrodniczuk, apelując jednocześnie o pomoc w sprowadzeniu tankietki do Polski.
Skąd tytuł „Czołżek”? Dr Tarczyński wyjaśnił to podczas premierowego spotkania. – To tłumaczenie nazwy tankietka. Skoro „tank” to czołg, „tankietka” to czołżek – mówił dyrektor CBW. Film kosztował 220 tys. zł i powstał ze środków resortu obrony. Dokument można już oglądać na kanale Army Civitatis w portalu YouTube. – Będzie prezentowany w szkołach, w jednostkach, chcę go też zgłosić do Międzynarodowego Festiwalu Filmów Historycznych i Wojskowych – zapowiada reżyser.
Pasjonatom występującym w dokumencie marzy się teraz film fabularny poświecony polskim wojskom pancernym w 1939 roku. – Gdyby tylko znalazły się pieniądze na taki film, chętnie podejmę się jego reżyserowania – stwierdza Rudaś.
autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe
komentarze