Ze śmigłowca lecącego na wysokości 400 metrów nad Jeziorem Żywieckim desantowali się polscy, holenderscy i niemieccy spadochroniarze. Spadanie każdego żołnierza trwało kilkadziesiąt sekund i kończyło się w wodzie. Tego typu szkolenie spadochronowe żołnierze 6 Brygady Powietrznodesantowej przechodzą tylko raz w roku.
Film: 6 BPD
– Skoki do wody to trudne zadanie – mówi kpt. Marcin Gil, rzecznik prasowy 6 Brygady Powietrznodesantowej. – Wykonują je głównie żołnierze pododdziałów rozpoznawczych, zabezpieczenia desantowania i instruktorzy spadochronowi – dodaje.
Na trening w Beskidzie Żywieckim pojechało niemal 100 spadochroniarzy ze wszystkich jednostek 6 Brygady oraz siedmiu z 1 Brygady Spadochronowej z Niemiec i ośmiu z 11 Brygady Powietrzno-Manewrowej z Holandii.
– Brygada organizuje skoki do wody tylko raz w roku. Zanim jednak żołnierze zostali dopuszczeni do wykonywania tych zadań, musieli przejść odpowiednie ćwiczenia w uprzężach treningowych w ośrodkach szkolenia naziemnego – wyjaśnia kpt. Grzegorz Wawrzyński z sekcji zabezpieczenia spadochronowo-desantowego dowództwa 6 Brygady Powietrznodesantowej.
Oprócz treningu w jednostkach żołnierze zaliczyli egzamin z pływania na 50 metrów w umundurowaniu. W Wojskowym Ośrodku Szkoleniowo-Kondycyjnym w Zakopanem przeszli też kurs przetrwania w środowisku wodnym. Uczyli się tam m.in. pływania pod czaszą spadochronu i technik ratunkowych. – To ważne szkolenie, zwłaszcza dla tych, którzy skok do wody mieli wykonać po raz pierwszy. Żołnierze muszą wiedzieć co zrobić, gdy w wodzie zostaną np. podtopieni przez czaszę spadochronu – wyjaśnia kpt. Wawrzyński. – Podczas desantowania do wody ważne są nie tylko umiejętności techniczne, lecz także odporność psychiczna skoczków – dodaje.
Jak wyglądał trening spadochroniarzy w Beskidach? Żołnierze desantowali się z pokładu śmigłowca W-3 Sokół zawieszonego na wysokości ok. 400 metrów nad Jeziorem Żywieckim. Skok wykonywali ze spadochronami o małej sterowności AD-95. – Na pokładzie śmigłowca przebywało ośmiu żołnierzy, którzy desantowali się w dwóch najściach. Przelot ze spadochronem przy takiej wysokości nie trwa dłużej niż kilkadziesiąt sekund – relacjonuje kpt. Wawrzyński.
Oficer wyjaśnia, że trudność skoku do wody polega przede wszystkim na tym, iż w krótkim czasie żołnierze muszą wykonać kilka niezbędnych czynności. Na odpowiedniej wysokości trzeba odpiąć spadochron zapasowy, wypiąć taśmy udowe i taśmę piersiową z asekuracją. Tuż nad taflą wody muszą wysunąć się z uprzęży. – Wcześniejsze wypięcie się z niej ma zapobiec sytuacji, w której czasza spadochronu mogłaby ciągnąć skoczka w wodzie i doprowadzić do jego utonięcia – tłumaczy oficer.
Podczas szkolenia wszyscy żołnierze byli wyposażeni w kamizelki ratunkowe MLRJ, które automatycznie się pompują, gdy skoczek wpada do wody. Ponadto nad bezpieczeństwem spadochroniarzy czuwali ratownicy WOPR-u, strażacy, policjanci z jednostek wodnych oraz wojskowi nurkowie.
autor zdjęć: Marcin Głodzik
komentarze