Nasze zadania wiązały się z obroną Bornholmu, który wcześniej został zaanektowany przez fikcyjne państwo – mówi kmdr ppor. Łukasz Zaręba, dowódca korwety ORP „Kaszub”. W międzynarodowych manewrach „Northern Coasts” wzięło udział pięć polskich okrętów. Wczoraj wszystkie powróciły do Gdyni.
Poza ORP „Kaszub” do Danii wyruszył także niszczyciel min ORP „Flaming” oraz trzy trałowce stacjonujące w Świnoujściu. W pierwszej fazie „Northern Coasts” zadania na Bałtyku wykonywała również para śmigłowców Mi-14PŁ. Startowały one bezpośrednio z macierzystej bazy w Darłowie.
Manewry, jak zazwyczaj, podzielono na dwie części. Przez pierwszy tydzień załogi okrętów ćwiczyły współdziałanie. Trenowały nawiązywanie łączności, poznawały swoje możliwości. Druga część upłynęła pod znakiem działań opartych na scenariuszu fikcyjnego kryzysu. Oto jedno z państw zajęło Bornholm, na co szybko zareagowało ONZ. Wydało rezolucję, na mocy której w rejon konfliktu wyruszyły siły stabilizacyjne. Ich zadaniem było przywrócić status quo. Tym razem marynarzom z polskiej korwety przypadła rola „złych”. – Musieliśmy bronić zaanektowanego terytorium – przyznaje kmdr ppor. Łukasz Zaręba, dowódca ORP „Kaszub”. – Odpieraliśmy ataki z powietrza i z powierzchni morza, ale też walczyliśmy ze szwedzkim okrętem podwodnym „Gotland” – dodaje. Z rezultatów ćwiczenia jestem zadowolony. – Wielokrotnie udało nam się wykryć jego obecność. A wszystko za sprawą naszej stacji podkilowej, którą zmodernizowali specjaliści z Politechniki Gdańskiej. To bardzo skuteczne narzędzie – podkreśla kmdr ppor. Zaręba. Ostatnio korweta wzbogaciła się też o nowoczesną, zdalnie sterowaną armatę Tryton. – Ona z kolei pozwala nam na skuteczną obronę przed atakami z powietrza. Teraz brakuje nam tylko nowego radaru obserwacyjnego, ale mam nadzieję, że i to wkrótce się zmieni – podkreśla kmdr ppor. Zaręba.
W międzynarodowych manewrach „Northern Coasts” wzięło udział pięć polskich okrętów.
Kiedy w piątkowy poranek ORP „Kaszub” cumował przy gdyńskim nabrzeżu, przez portowy basen przemknął niszczyciel min ORP „Flaming”. On z kolei rzucił cumy kilkaset metrów dalej – tam, gdzie na co dzień stacjonuje 13 Dywizjon Trałowców podporządkowany 8 Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Podczas manewrów okręty stanęły po przeciwnych stronach barykady. Ale i specjaliści od wojny minowej wrócili do portu zadowoleni. – Marynarze znów okazali się skuteczni. W swoim zespole jako pierwsi znaleźli i unieszkodliwili minę. To rezultat korzystania z pojazdu podwodnego „Gavia” – przyznaje kmdr por. Piotr Sikora, dowódca 13 Dywizjonu Trałowców. Wcześniej do Świnoujścia wróciły trzy trałowce.
Manewry „Northern Coasts” są organizowane na Bałtyku od dziewięciu lat. W tym roku rolę gospodarza pełniła Dania. W okolicach Cieśnin Duńskich i Bornholmu ćwiczyło łącznie 38 okrętów z krajów NATO oraz państw z Sojuszem współpracujących. Współdziałało z nimi lotnictwo, m.in. samoloty „Orion” i „Poseidon”. – Każdego roku siły polskiej marynarki wojennej uczestniczą w kilkunastu dużych ćwiczeniach. Wynika to z konieczności utrzymania jak najwyższego stopnia wyszkolenia naszych marynarzy, a jednocześnie zapewnienia bezpieczeństwa na morzu – podkreśla kpt. mar. Przemysław Płonecki, rzecznik 3 Flotylli Okrętów w Gdyni. – Każdego dnia na Morzu Bałtyckim przebywa od dwóch do trzech tysięcy jednostek. Przewożą surowce niezbędne dla gospodarki. Tylko w polskich portach przeładowuje się rocznie 50 milionów ton wszelkiego rodzaju towarów – przypomina.
autor zdjęć: Marian Kluczyński, chor. mar. Piotr Leoniak
komentarze