Film o polskich dzieciach uratowanych z syberyjskiej zsyłki w czasie II wojny można obejrzeć na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ocaleni naleźli schronienie w Nowej Zelandii. W Pahiatua wybudowano dla nich osiedle nazwane „Małą Polską”. Przez pięć lat mieszkało w nim 733 dzieci.
Film: CraftInc Films dla Ambasady Polski w Nowej Zelandii.
1 listopada 1944 roku do portu w Wellington przybił amerykański okręt wojenny USS Generał M. Randall. Na jego pokładzie oprócz wracających z frontu do domu nowozelandzkich żołnierzy znalazło się 733 polskich dzieci. Były to głównie sieroty ocalone z syberyjskiej zsyłki.
O ich losach opowiada film „Polish Children of Pahiatua - 70th Reunion". „Dokument powstały z inicjatywy polskiej ambasady w Wellington. Zrealizowano go jesienią 2014 roku w czasie obchodów 70. rocznicy przybycia dzieci do Nowej Zelandii” - informuje polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Ocaleni z Syberii
Spośród 1,5 miliona Polaków wywiezionych na wschód, po ataku 17 września 1939 roku Związku Radzieckiego na Polskę, dużą część stanowiły dzieci. Gdy ogłoszono amnestię, w 1941 roku, tysiące, często osieroconych, maluchów dotarło do tworzących się oddziałów gen. Władysława Andersa. Dzieci razem z wojskiem ewakuowano do Iranu. Według danych MSZ z Rosji wówczas wyszło 77 tysięcy żołnierzy i 43 tysiące cywilów, w tym blisko połowa to były dzieci. Polski rząd w Londynie zaapelował o pomoc w znalezieniu tymczasowego schronienia dla małych Polaków. Odpowiedziały między nimi Indie, Meksyk i Nowa Zelandia. Ta ostatnia zaprosiła do siebie 733 dzieci w wieku od 4 do 15 lat oraz 102 opiekunów.
Na pomysł sprowadzenia grupy polskich sierot do Nowej Zelandii wpadła hrabina Maria Wodzicka, żona polskiego konsula oraz Janet Fraser, żona premiera Petera Frasera. - To dzięki ich staraniom społeczeństwo nowozelandzkie zaopiekowało się dziećmi z Polski – podkreśla w filmie polski ambasador w Wellington Zbigniew Gniatkowski.
Po ponad 15 tysiącach kilometrów żeglugi z irackiego Isfahanu dzieci dotarły do Wellington, a stamtąd pociągami i ciężarówkami do Pahiatua, miasteczka położonego ok. 160 km na północ od nowozelandzkiego portu. Czekało tam na nich wybudowane przez władze kraju osiedle nazwane Obozem Polskich Dzieci w Pahiatua.
– Po przyjeździe podano nam pierwszy w Nowej Zelandii posiłek. Byłam oszołomiona taką ilością jedzenia, bo do niedawna pamiętałam nieustający głód – wspomina Irena Ogonowska-Coates w książce „Dwie ojczyzny – Polskie dzieci w Nowej Zelandii".
Na osiedlu powstała kaplica, przedszkole, szkoła, zorganizowano harcerstwo, basen oraz plac zabaw. – Po pięcioletniej tułaczce było to cudowne miejsce – mówi w filmie jeden z ocalonych.
Znalazły nową ojczyznę
Dzieci miały pozostać w obozie do końca wojny. Jednak w Polsce rządy objęli komuniści, a tereny zamieszkałe przez maluchy przed wojną zostały wcielone do Związku Radzieckiego.
Kiedy w 1945 roku rząd w Warszawie upomniał się o dzieci, władze Nowej Zelandii zaproponowały, że zajmą się nimi do czasu, gdy dorosną i same zadecydują, czy chcą wrócić do Polski. – Kładę dobro polskich dzieci-tułaczy na pierwszym miejscu – uzasadniał decyzję premier Fraser. Większość dzieci została w Nowej Zelandii i stała się zalążkiem tworzącej się tam niewielkiej Polonii. Na powrót do kraju zdecydowało się tylko kilkoro. Obóz dziecięcy zamknięto 15 kwietnia 1949 roku.
Nowy dom
Z okazji 70. rocznicy przybycia do Nowej Zelandii jesienią 2014 roku Wellington odwiedziło ok. 130 byłych dzieci i ponad 350 członków ich rodzin. Na filmie zobaczymy ich wizytę w Pahiatua, gdzie byli witani przez mieszkańców biało-czerwonymi flagami. Obejrzymy też archiwalne zdjęcia.
Sejm w rocznicowej uchwale wyraził wdzięczność rządowi i obywatelom Nowej Zelandii, która okazała pomoc Polakom. - Dzięki gościnności Nowozelandczyków polskim dzieciom oszczędzono nie tylko dalszych cierpień wojennych, lecz także umożliwiono im znalezienie nowego domu – napisała premier Ewa Kopacz w liście do premiera Nowej Zelandii Johna Key.
autor zdjęć: arch. MSZ
komentarze