Każdy miał skiturowe narty i ważący 10 kilogramów plecak. Tak wyposażeni pokonywali alpejskie bezdroża, a nocowali na wysokości 2,5 tysiąca metrów w śnieżnych jaskiniach. Podchorążowie z Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych uczyli się, jak przetrwać zimą w górach i ratować ofiary lawiny. W szkoleniu w Alpach wzięli udział m.in. żołnierze z Izraela i Irlandii.
– To nie był kurs dla nowicjuszy. Na szkolenie wyjechało pięciu członków Sekcji Szkoleń Wysokogórskich naszej uczelni. To najbardziej aktywni i najlepiej przygotowani podchorążowie – mówi ppłk dr Andrzej Demkowicz, wykładowca Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Dwutygodniowy kurs w Alpach Berneńskich w miejscowości Andermatt zorganizowała armia szwajcarska.
Szkolenie przeznaczone jest dla oficerów i podoficerów z państw NATO, którzy są zawodowymi przewodnikami górskimi i instruktorami wspinaczki. Wojskowi studenci wzięli w nim udział po raz pierwszy.
Pół metra puchu
Na szkoleniu stawiło się 15 osób. Swoje delegacje wysłały armie Kanady, Kirgistanu, Izraela, Irlandii oraz Polski. Z Wrocławia na Advanced Winter Mountain Training Course pojechało czterech mężczyzn i jedna kobieta. – Celem szkolenia było przede wszystkim przekazanie uczestnikom wiedzy, jak przetrwać zimą w terenie górskim, wykrywać i oceniać zagrożenia lawinowe i podejmować działania ratownicze – mówi sierż. pchor. Filip Jarosz – Żołnierze szlifowali też techniki poruszania się na nartach skiturowych i zjazdy poza stokiem.
Na samym początku kursanci przeszli test umiejętności narciarskich. – Musieliśmy zjechać z bardzo stromego stoku. Podczas przejazdu przy dużej prędkości trzeba było się zmieścić w ustawiony na trasie trójkąt. Na podstawie tej weryfikacji, szwajcarscy instruktorzy podzielili nas na trzy grupy o różnym poziomie zaawansowania. Wszyscy Polacy znaleźli się w najmocniejszym zespole – opowiada sierż. pchor. Rafael Gacek, przewodniczący Sekcji Szkoleń Wysokogórskich. Razem z podchorążymi do grupy dołączyli zawodowi żołnierze: Irlandczyk i były snajper wojsk specjalnych Kanady.
Zajęć teoretycznych nie było. Już od pierwszego dnia zgrupowania żołnierze szkolili się w terenie pod okiem przewodników wysokogórskich z międzynarodowej organizacji Internationale Vereinigung der Bergführerverbande (IVBV). Poruszali się po alpejskich szczytach na wysokości od 2,5 do 3 tysięcy metrów n.p.m. Każdego dnia w górach spędzali przynajmniej 10 godzin. Każdy z kursantów wyposażony był w narty skiturowe oraz ważący 10 kg plecak. – Zawsze mieliśmy ze sobą odzież na przebranie, drugą kurtkę oraz zestawy do ratownictwa, liny i karabinki – wymienia pchor. Gacek.
Po pierwsze planowanie
Najpierw ruszyli na trzytysięcznik Gemsstock – kilkugodzinne podejście pod górę, a później zjazd na nartach. Unikając utartych szlaków, poruszali się tylko po alpejskich bezdrożach. – To był sprawdzian naszej kondycji. Nie było to proste, bo część z uczestników po raz pierwszy znalazła się w półmetrowym śnieżnym puchu – dodaje pchor. Gacek.
Podchorążowie wyjaśniają, że jazda poza stokami narciarskimi jest bardzo trudna i nie można jej porównać do narciarstwa nawet na najbardziej niebezpiecznych turystycznych szlakach. Szwajcarzy pilnowali, by kursanci utrzymywali odpowiednią sylwetkę, właściwie wykonywali zakręty. – Zakręcając należy przerzucić ciężar ciała na jedną stronę i utrzymywać równowagę rękami. Trzeba przy tym być bardzo skupionym, pamiętając, że pod grubą warstwą śniegu mogą czaić się jakieś niebezpieczeństwa – mówi jeden z podchorążych.
Prawdziwym wyzwaniem była sześciogodzinna wyprawa skiturowa poza stokiem na przełęcz Matschalucke (2688 m n.p.m.), a później zjazd do pobliskiego schroniska, w którym wszyscy spędzili noc. W drodze powrotnej uczestnicy szkolenia przećwiczyli zasady ewakuacji rannego. Zbudowali sanie z nart i zorganizowali transport po wcześniej wyznaczonej trasie.
– W Szwajcarii zrozumiałem, jak ważne jest planowanie trasy. Otrzymywaliśmy dokładne mapy i początkowo razem z instruktorami, a później samodzielnie, ocenialiśmy teren i wyznaczaliśmy drogę. Pod uwagę braliśmy możliwości kondycyjne całego zespołu – opowiada sierż. pchor. Sławomir Woch. – Musieliśmy dokładnie zaplanować postoje i oszacować możliwość wystąpienia lawiny.
Złota piętnastka
Szkolenie z narciarstwa od samego początku połączone było z ćwiczeniami w centrum lawinowym – Avalanche Training Center. – To całkowicie zautomatyzowany ośrodek. Można w nim ćwiczyć na przykład odszukiwanie ludzi zasypanych przez lawinę – mówi pchor. Gacek. – Trening jest bardzo ważny, bo im szybciej znajdziemy poszkodowanych, tym mają większe szanse na przeżycie. Liczy się tak zwana „złota piętnastka”. Jeżeli ofiar lawiny nie znajdzie się w piętnaście minut, to ich szanse na przeżycie radykalnie maleją – dodaje podchorąży.
Podchorążowie swoje umiejętności mogli ćwiczyć podczas zajęć na sztucznym lawinisku. Współpracując w wielonarodowych zespołach musieli jak najszybciej odnaleźć osiem osób zasypanych przez lawinę. Pomagał im wyszkolony pies, do dyspozycji mieli zestawy lawinowe: detektor, łopatę i sondę.
Zbuduj jaskinię
Na koniec szkolenia kursanci otrzymali zadanie, by w śniegu zbudować jaskinię i spędzić w niej noc. Żołnierze musieli wybrać odpowiedni teren, sprawdzić ryzyko wystąpienia lawiny, wystrzegać się stromych zboczy. – Swoją jaskinię budowaliśmy w czterometrowej warstwie śniegu. Zajęło nam to siedem godzin. Była naprawdę duża, bo mogliśmy w niej spokojnie stanąć. Przygotowaliśmy mocne podejście, osłonę przed wiatrem. Szwajcarzy przyznali, że najlepiej wywiązaliśmy się z tego polecenia – mówi przewodniczący Sekcji Szkoleń Wysokogórskich wrocławskiej uczelni.
Szkolenie zakończył sprawdzian. Każdy uczestnik kursu musiał wykazać się jako lider grupy. Żołnierze i wojskowi studenci musieli samodzielnie zaplanować trasę, biorąc pod uwagę newralgiczne miejsca, przygotować drogę alternatywną i starannie wyliczyć czas potrzebny na zdobycie szczytu i bezpieczny powrót.
autor zdjęć: Julian Beermann
komentarze