Od czasów wojny na Bałkanach panuje przekonanie, że Europa nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo. Kryzys na Ukrainie pokazuje, że to się musi zmienić – przekonywał prof. Andrew A. Michta z waszyngtońskiego Centrum Analiz Polityki Europejskiej w czasie debaty w Akademii Obrony Narodowej.
Amerykański ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego, profesor Rhodes College, był gościem debaty „Czy NATO nas obroni”. Zorganizowana ona została w ramach „Security Forum”, jednej z form działania Wszechnicy Bezpieczeństwa Akademii Obrony Narodowej.
– Od wielu lat żyliśmy w przekonaniu, że wojna konwencjonalna w Europie jest już przeszłością. Kryzys na Ukrainie nakazuje ponownie przeformułować kwestie bezpieczeństwa tego regionu – przekonywał prof. Michta. Jego zdaniem, nie należy oczekiwać, że NATO wyśle swoje wojska na Ukrainę. Nie ma bowiem do tego żadnego prawnego mandatu. – Ale nie możemy ograniczać się tylko do symbolicznych gestów – ograniczeń wizowych czy zwiększenia udziału w misji Air Policing. Świat demokratyczny musi uderzyć Rosję tam, gdzie ją to najbardziej zaboli, czyli w biznes energetyczny – mówił gość AON.
– Stany Zjednoczone odpowiadają za 75 proc. bojowego potencjału NATO i ich przywództwo w sojuszu jest niekwestionowane i ma znaczenie krytyczne – podkreślał prof. Michta. Nie oznacza to jednak, że ich partnerzy mogą i powinni zrzucać na Waszyngton całą odpowiedzialność za prowadzenie globalnej polityki stabilizacyjnej. Silna Europa jest potrzebna USA, bo dzięki współpracy transatlantyckiej możliwe jest osiągnięcie efektu synergii i skuteczniejsze oddziaływanie w skali globalnej.
Zdaniem amerykańskiego eksperta ds. bezpieczeństwa, NATO stoi dzisiaj w obliczu dwóch fundamentalnych procesów, które zaważą na jego przyszłości. Po pierwsze, wraz z wygaszeniem misji ISAF w Afganistanie kończy się najdłuższy w historii sojuszu okres zaangażowania w operacje bojowe. Z drugiej strony, kryzys gospodarczy wymusił na wielu państwach NATO znaczącą redukcję wydatków na obronność. – Obawiam się, że koniec ISAF pogłębi jeszcze tę tendencję, bo dla wielu zwolenników dalszych cięć zniknie jeden z powodów utrzymywania ich na obecnym poziomie. Nie będziemy już mieli wojska w polu – stwierdził prof. Michta.
W swoim wystąpieniu prof. Michta ostro skrytykował bezrefleksyjne czytanie traktatu północnoatlantyckiego. – On nie składa się wyłącznie z 5. artykułu. W myśl jego pozostałych zapisów każde państwo jest odpowiedzialne za własne bezpieczeństwo. I musimy zdawać sobie sprawę, że NATO tego nie zastąpi, ono może tylko wesprzeć narodowy czy regionalny potencjał – przekonywał gość AON.
Odpowiadając na główne pytanie debaty, prof. Michta przekonywał, że Polska nie może jedynie mówić, że jest zagrożona. Znacznie skuteczniejszą polityką jest przekonywanie partnerów, przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, że współpraca wojskowa z Polską leży w ich interesie i w ostatecznym rozrachunku będzie korzystna dla wszystkich. Do tego jednak potrzebna jest pewność, że nasz kraj jest wiarygodnym partnerem, a nie tylko biernym odbiorcą pomocy.
– Polska musi przyspieszyć proces modernizacji armii – mówił prof. Michta. Jego zdaniem, musimy przede wszystkim inwestować w środki ochrony wojsk, w tym tarczę antyrakietową. Powinny zostać także podjęte działania polityczne, by zwiększyć obecność wojsk NATO i Stanów Zjednoczonych na terytorium Polski. – Byłoby idealnie, gdyby udało się tu ulokować amerykańską brygadę. Jestem wielkim zwolennikiem takiego kroku – przekonywał Andrew Michta.
Zapowiedziany przez Andersa Fogha Rasmussena, sekretarza NATO, powrót sojuszu do swoich korzeni, czyli budowania zdolności do obrony własnego terytorium, to – zdaniem gościa Wszechnicy – za mało, by odpowiedzieć na współczesne zagrożenia. – Sojusz musi także rozbudowywać swój potencjał odstraszania – przekonywał prof. Michta.
autor zdjęć: AON
komentarze