Pocisk wystrzelony z wyrzutni przeciwpancernej Spike wzbija się na wysokość 250 metrów. Ma do pokonania 4 kilometry, leci kilkanaście sekund. W międzyczasie zostaje przekierowany i zamiast w transporter uderza w czołg. Precyzyjnie. Na poligonie w Żaganiu strzelał 7 Batalion Strzelców Konnych Wielkopolskich.
Film: Bogusław Politowski/ portal polska-zbrojna.pl
W szkoleniu pod kryptonimem „Lis 2014” brali udział żołnierze 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej. Podczas działań w obronie pluton przeciwpancerny kompanii wsparcia wspomagał ogniem broniących się kolegów z 5 Kompanii Zmotoryzowanej.
Gdy obsługa wyrzutni przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike zajęła stanowisko ogniowe, trwała walka. Zadaniem przeciwpancerniaków było niszczenie nacierających transporterów przeciwnika. Nikt nie wiedział, że za wzgórzem w ukryciu czają się także jego czołgi.
Obsługa wyrzutni Spike jako cel wybrała jeden z transporterów. Gdy wystrzelony pocisk, który leciał z prędkością prawie 200 m/s, wzbił się na wysokość około 250 m, operator miał dogodne warunki do prowadzenia obserwacji. Wtedy zobaczył, że ich pododdziałom zagrażają nie tylko transportery, lecz także szykujące się do ataku czołgi. Dowódca drużyny i zarazem operator Spika st. kpr. Paweł Michalak zmienił decyzję.
– Na początku celowałem w inny obiekt. Po 10 s naprowadzania, gdy mój pocisk był na wysokości około 250 m, zauważyłem za wzniesieniem ważniejszy cel, jakim był czołg przeciwnika. Zmieniłem trajektorię lotu i, korzystając z celownika optycznego, skierowałem pocisk wprost w niego – opowiada podoficer.
Pocisk idealnie trafił w cel (stary transporter opancerzony udawał czołg). Przebił poszycie wozu w newralgicznym miejscu łączenia pancerza z wieżą pojazdu.
Jak twierdzi ppłk Roman Bogusz, szef artylerii 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, strzelania z tak dużym stopniem trudności były prowadzone dotychczas w brygadzie wyłącznie na symulatorach. – Jeden pocisk kosztuje bowiem ponad 340 tys. zł i nic dziwnego, że obsługi wyrzutni Spike, strzelające dotąd na poligonach, wolały w sposób mniej skomplikowany mierzyć do pewniejszych i bliżej ustawionych celów – komentuje ppłk Bogusz.
Cena jednego pocisku do Spika istotnie może robić spore wrażenie. – Jeżeli jednak przyjmiemy, że pocisk ten niszczy czołg, którego wartość wynosi kilka milionów złotych, to wrażenie nie jest już tak duże – zwraca uwagę dowódca 17 Brygady gen. bryg. Rajmund T. Andrzejczak, który obserwował strzelanie, a potem pogratulował obsłudze wyrzutni i wręczył podwładnym pamiątkowe challenge coin.
– Jesteśmy bardzo dobrze wyszkoloną i doświadczoną brygadą. Nie możemy ograniczać się do szkolenia rutynowego o niewielkiej skali trudności. Jeżeli dopuszczalne jest prowadzenie ćwiczeń o dużej skali trudności, to podejmujemy się tego zadania i sprawdzamy, czy damy radę. Tym strzelaniem obsługa wyrzutni pokazała, że można strzelać na maksymalną odległość z maksymalnym utrudnieniem i, co ważne, trafiać. Inne obsługi z brygady, a być może także z innych jednostek, powinny teraz pójść ich śladem – podkreślił generał.
autor zdjęć: Bogusław Politowski
komentarze