Kilka razy był o krok od śmierci, spędził dwa lata w sowieckiej niewoli, potem latał z zaopatrzeniem dla walczącej w powstaniu Warszawy. Dziś jego imię nosi jedna ze śląskich szkół. Major Antoni Tomiczek, jeden z ostatnich żyjących w Polsce pilotów bojowych II wojny światowej, skończył dziś 98 lat.
Major Tomiczek mieszka w Pstrążnej niedaleko Rybnika. Dziś od rana drzwi jego mieszkania nie zamykały się. – Właśnie przed chwilą skończyłem rozmawiać z naszą śląską telewizją. A już mam nowych gości – przyznaje.
Mimo że ukończył 98 lat, jest w świetnej formie. – Na zakończenie roku zwykle pojawia się w naszej szkole i wręcza świadectwa najlepszym uczniom. Dla nich to ogromne przeżycie – podkreśla Aleksandra Szymura, dyrektor Gimnazjum w Lyskach. Szkoła od czterech lat nosi jego imię. – To był demokratyczny wybór, do którego przygotowywaliśmy się przez cały rok. Kandydatów mieliśmy kilku, ale pan major wygrał w cuglach. Zdystansował nawet Jana Pawła II – śmieje się dyrektor Szymura.
Antoni Tomiczek urodził się w 1915 roku. Z wojskiem związał się już we wczesnej młodości. Początkowo przez krótki czas służył w piechocie. W 1936 roku trafił do sił powietrznych. Dwa lata później jako pilot 122 Eskadry Myśliwskiej w Krakowie brał udział w zajmowaniu Zaolzia. Po wybuchu wojny otrzymał rozkaz poprowadzenia klucza samolotów na lotnisko w Dęblinie. Ostatecznie po wielu perypetiach trafił do Brzeżan, gdzie dowiedział się, że polskie samoloty właśnie przemieściły się do Rumunii. Postanowił wyruszyć ich śladem. Awaria maszyny sprawiła jednak, że musiał wylądować na kartoflisku w pobliżu Tarnopola. Tam dostał się do sowieckiej niewoli, w której spędził dwa lata. W 1941 roku wstąpił do formującej się w ZSRR polskiej armii i przez Archangielsk przedostał się do Wielkiej Brytanii. Kolejne lata upłynęły mu na szkoleniach. Tomiczek uzyskał wówczas m.in. uprawnienia do pilotowania ciężkiego bombowca Halifax.
Latem 1944 roku został skierowany do włoskiego Brindisi. Wzmocnił tam 1586 Eskadrę do Zadań Specjalnych. Potem wziął udział w 23 misjach. Latał ze zrzutami do Grecji, Czechosłowacji, Jugosławii, ale przede wszystkim do walczącej w powstaniu Warszawy. – Pierwszy lot do Polski zapamiętam do końca życia – mówi. Przyznaje on, że misja była bardzo niebezpieczna, ale jednocześnie wywoływała wielkie emocje. Kiedy pilotowany przez niego samolot transportowy przelatywał nad Tatrami, niektórzy członkowie mieli łzy w oczach, inni się żegnali.
Tomiczek do Polski latał w sumie pięciokrotnie. Przewoził broń, żywność, lekarstwa. Pod koniec wojny został przeniesiony do bazy w angielskim Blackbushe. Stamtąd polski pilot woził zaopatrzenie i żołnierzy m.in. do Francji, Włoch, Grecji czy Norwegii. W listopadzie 1946 Tomiczek w stopniu chorążego zakończył służbę w polskich Siłach Powietrznych. Niedługo potem zdecydował się wrócić do kraju. Tam aż do końca lat 70. pracował w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Z latania jednak nie zrezygnował. Został pilotem sportowym aeroklubu w Gliwicach. – Do dziś działa też w naszym stowarzyszeniu – podkreśla Tadeusz Zemuła, prezes Stowarzyszenia Lotników Polski Południowej w Jaworznie. – Formy może mu pozazdrościć niejeden młodszy kolega – dodaje.
Major Tomiczek może się poszczycić licznymi odznaczeniami, m.in. dwoma Krzyżami Walecznych i jugosłowiańskim medalem „Smrt Fasizmu – Sloboda Narodu”.
– Czego można życzyć osobie w moim wieku? Chyba już tylko zdrowia – podsumowuje jubilat.
Źródło: Nota biograficzna autorstwa Wojciecha Zmyślonego (www.polishairforce.pl)
autor zdjęć: Jacek Szustakowski
komentarze